Hej!
Nie martwcie się, nie będę Was zamęczać długimi opisami i litaniami na temat rodzajów i właściwości glinek. Większość z Was doskonale wie jaką dopasować do swojego rodzaju cery, a jeśli nie to w Internecie jest mnóstwo artykułów na ten temat i nie będę powielać w kółko tego samego, bo jestem pewna, że i tak byście to przewinęły i zeszły dalej :)
Aż wstyd się przyznać, ale ja dopiero zaczynam swoją przygodę z glinkami, bo nigdy wcześniej nie miałam z nimi do czynienia. Co prawda czytałam, że mają wspaniałe właściwości, ale zawsze mam tyle na głowie, że wizja odmierzania, mieszania i mozolnego zmywania przerażała mnie i trzymałam się od nich z daleka. Jednak nie od dziś wiadomo, że problem z rozszerzonymi porami i zaskórnikami spędza mi sen z powiek, bo wszystkie podkłady kryjące i matujące tylko je podkreślają i nie wygląda to estetycznie. Na szczęście z pomocą przyszła mi Iwonka (Iwona Gold: Blog o perfumach i kosmetykach ) i przekonała mnie bym zdecydowała się na zakup glinki zielonej, która jest wręcz idealna dla mojej tłustej cery. Wyobrażenie perfekcyjnie czystej i gładkiej buzi, tak mnie zmotywowało, że już nawet mierzenie, mieszanie i zmywanie nie było mi straszne :) Los jednak sprawił, że nie musiałam się aż tak poświęcać. Na przeciw moim oczekiwaniom wyszła firma Argiletz, dzięki której w moje ręce wpadła gotowa już pasta, którą wystarczy bez zbędnych zabiegów bezpośrednio nałożyć na twarz, a to co będzie dalej jest to tylko kwestia Waszej inwencji twórczej. Jeśli jesteście ciekawe co wydarzyło się u mnie i co sądzę o zielonej glince Argiletz, zapraszam na post!
Ja ubrałam gruby szlafrok, wzięłam lampkę wina i rozsiadłam się wygodnie na sofie. Jednak po chwili przypomniało mi się, że zapomniałam o jednej bardzo ważnej kwestii. Gdy próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat glinek, przeszukałam pół Internetu i na większości kont na Instagramie, na portalach czy blogach opis zawierał również zdjęcia kobiet z ręcznikami na głowie. Czym prędzej więc wróciłam i założyłam swój, bo pomyślałam, że to jakiś obowiązkowy punkt całego zabiegu i bez niego cała magia oczyszczania nie zadziała :) Później już mogłam wygodnie usiąść, natężyłam słuch i cisza... To znak, że mój synek śpi, a ja mam w końcu czas dla siebie. I wiecie co? Nie włączyłam serialu czy ulubionego programu, a po prostu zamknęłam oczy i oddałam się cudownej chwili relaksu. Oczywiście przerywając ja od czasu do czasu zwilżaniem twarzy, tak by nie pozwolić glince wyschnąć. Każdy etap zabiegu jest bardzo ważny i każda faza ma duże znaczenie. W pierwszej tak zwanej mokrej następuję proces wymiany składników mineralnych ze skórą, w drugiej maseczka już zaczyna zasychać i wtedy poprawia krążenie w naczyniach krwionośnych. I w końcu trzecia, do której nie możemy dopuścić czyli ta w której glinka zupełnie wysycha i wtedy zaczyna zabierać całą wilgoć skórze, co skutkuje odwodnieniem i podrażnieniem. A tego żadna z nas nie chce.
Glinkę Argiletz otrzymujemy w miękkiej tubce, a zawartość szczelnie chroni korek, który niestety jest osobnym elementem. Tego nie lubimy, ale producent dał nam gotową pastę, bez mieszania, mierzenia itp, więc nie marudzę. Oczywiście koloru nie będę opisywać, ale mogę Wam powiedzieć, że zawdzięcza go zawartości jonów żelaza dwuwartościowego (cokolwiek to znaczy). Zapachu nie posiada , ponieważ w swoim składzie nie ma żadnych ulepszaczy, a tylko i wyłącznie 53% zielonej glinki i 47% wody mineralnej. Na twarzy należy ją trzymać 10 minut, oczywiście pamiętając o zwilżaniu, a na ciele godzinę.
Samo działanie oceniam bardzo pozytywnie. Chyba nigdy moja skóra nie była aż tak oczyszczona! Miałam wrażenie, że odetchnęła z ulgą pozbywając się zanieczyszczeń, które na co dzień trudno usunąć nawet mocnym peelingiem. Zmniejszyła pory, ale zaskórników nie usnęła. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Gdy twarz jest w naprawdę złym stanie, świetnie ją ukoi. Producent poleca również by leczyć nią trądzik i wypryski, bo posiada właściwości przeciwzapalne i antytoksyczne. Stosuję ją dwa razy w tygodniu i nie mam zamiaru skończyć na jednej tubce. Na pewno przyda się w kryzysowych sytuacjach i przed ważnym wyjściem. Potrafi nawet koić skaleczenia i poparzenia, oraz przyspieszać gojenie. Uważam, że jest to kosmetyk, który powinna mieć każda kobieta (i nie tylko). Od teraz to mój must have!
A wy jakie glinki wybieracie i czy też uważacie, że są świetne?
Miłego dnia!
Ocena: 10/10
Cena: ok. 34 zł
Ocena: 10/10
Cena: ok. 34 zł




Cudowne zdjęcia! Ja, tak jak do niedawna Ty jeszcze nie próbowałam glinek :p Moja skóra jest bardzo skłonna do podrażnień więc troszkę sie obawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję :* W takim razie może spróbuj glinki białej lub różowej, która jest przeznaczona typowo dla cery skłonnej do podrażnień i alergii :)
UsuńFajnie, że jesteś z niej zadowolona. Ja nie przepadam za glinkami :-)
OdpowiedzUsuńDlaczego? :)
UsuńKiedyś ją miałam i byłam bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam zamiar zapoznać się z glinkami, ale ostatecznie nic z tego nie wynikło :P Muszę w końcu spróbować :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj w końcu, a na pewno nie pożałujesz :)
UsuńGlinki są ze mną już od bardzo dawna i chętnie nakładam je na twarz. Moje ulubione to zielona i niebieska. Ja wolę jednak trochę się pobawić i sama rozrabiam je z wodą lub wodą różaną - to potęguje ich działanie. Efekt po długim stosowaniu jest niesamowity. Niech stosowanie glinek wejdzie Ci w nawyk - z pewnością nie pożałujesz. :-)
OdpowiedzUsuńMam zamiar spróbować właśnie niebieskiej :) A buzię spryskuję hydrolatem, więc myślę, że jest podobnie jak u Ciebie gdy rozrabiasz:) Spróbuję wyrobić sobie ten jakże przydatny nawyk :)
UsuńI u mnie przez Iwonkę lista chciejectw wzrasta ;P Lubię glinki w kosmetykach jako dodatek ale tak samodzielnie nie miałam, z moim szczęściem zapomniałabym o jej zwilżaniu :P
OdpowiedzUsuńAch ta Iwonka :) A tam gdzie glinka jest dodatkiem to przeważnie Kochana więcej chemii niż glinki. Niewarto kupować :)
Usuń@Justyna @Madzia
UsuńDzięki Wam moja lista również się powiększa:). Wiecie, jak inspirować innych:).
ja mam obecnie maseczkę właśnie z zieloną glinką i naprawdę mi służy :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ja wcześniej o tym nie wiedziałam :)
UsuńU mnie rewelacyjnie sprawdza się glinka zielona :)
OdpowiedzUsuńJa innej nie próbowałam, ale chcę jeszcze kupić niebieską :)
UsuńMiałam już kupić glinki z miesiąc temu i jeszcze nie kupiłam.
OdpowiedzUsuńNigdy jeszcze nie używałam.
Pora to nadrobić. Na pewno nie pożałujesz :)
UsuńJa mam moją ulubioną maseczkę z glinką z Oriflame, o której ostatnio pisałam i też jestem mega zadowolona :) Ale będe musiała kiedyś spróbować samej glinki :)
OdpowiedzUsuńPonoć te mieszane mają dużo chemii i niewarto ich kupować. Ja z Oriflame maseczki nie miałam, ale z tymi w saszetkach z drogerii to się sprawdza :)
UsuńBardzo mnie zaciekawiłaś tym produktem, bo z opisu pasuje do mojej cery w 100% :) Miałam kiedyś glinkę zieloną, ale taką, którą trzeba było mieszać :)
OdpowiedzUsuńTakie też są dobre, ale ja chyba jestem za leniwa na nie :)
UsuńJa uwielbiam glinki - mieszam sobie sama, nie kupuję gotowych mieszanek. Odmierzanie wcale nie zajmuje tyle czasu. Najczęściej to pół łyżeczki glinki, tyle samo wody i gotowe :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego zawsze mi się wydawało, że to takie czasochłonne :)
UsuńMoże dlatego że nie można używać do nich miczego metalowego? No i mi na przykład zawsze bardzo ciężko uzyskać odpowiednią konsystencję.
UsuńNo właśnie chyba problem właśnie był w tym, że naczytałam się iż trzeba się nakombinować z mieszaniem :)
UsuńNigdy takiej glinki jeszcze nie używałam ale z tego co piszesz właściwości i oddziaływanie na skórę ma bardzo pozytywne więc pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam! Każda z nas powinna mieć jedną zawsze w swojej łazience :)
UsuńJa jestem zwolenniczką glinek sypkich i najlepiej lubię czarną :)
OdpowiedzUsuńSypkich nie próbowałam, ale już obiecałam sobie, że będę jednak musiała sprawdzić by mieć porównanie :)
UsuńUżywam tylko jednej, maseczki glinkowej z Avonu na pory. Nie jestem pewna czy działa. Ostatnio jakby wszystko przestało działać oprócz kremu Bambino :p
OdpowiedzUsuńW maseczce z Avonu, pewnie jest więcej chemii niż glinki, dlatego nie zadziała tak jak w opisie. Polecam sprawdzić czystą glinkę :)
UsuńJa tak cichutko przyznam, że z glinką miałam tylko jedno spotkanie, ale Ciiiiii... Planuję teraz zaopatrzyć się w nieco więcej tego typu produktów, bo znów zaczął się kapryśny czas mojej cery :)
OdpowiedzUsuńJa pewnie ten czas poświęciłabym, na setne oglądanie Sherlocka, bo toż to chyba już jakiś rodzaj uzależnienia, albo - broń Boże - usnęłabym ;D
Znam to Twoją obsesję, dlatego ja nawet nie zaczynam tego oglądać :) Przyznam, że od dawna mnie ciągnie, ale boję się uzależnienia, gapienia w ekran laptopa i zaniedbania wszystkich obowiązków- zaczynając na blogu, a kończąc na synku :)
UsuńJa już długo używam różnych glinek i jestem bardzo zadowolona
OdpowiedzUsuńMoże wpadniesz? http://xmyxlittlexworldx.blogspot.com/
Buziaki ;*
Myślę, że z używania glinek każda z nas jest zadowolona :)
UsuńCiekawa ta glinka, fajnie, że ściąga pory <3
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych jej właściwości :)
UsuńUżywałam jedynie glinki zielonej. Była OK, ale bez szału. Opisywana przez Ciebie wydaje się być odpowiednia dla mojej skóry.
OdpowiedzUsuńTeż jak na razie znam tylko właściwości glinki zielonej i jak dla mnie szał jest :)
UsuńJeszcze nigdy nie stosowałam takiego czegos, ciekawy post. Chociaz boje sie bo mam barfzo wrazliwa skore a jakby mi tak zaschlo to mialabym po twarzy ;<
OdpowiedzUsuńDlatego trzeba pilnować by nie zaschło, a dla wrażliwej cery wybrać glinkę białą lub różową :)
UsuńTo ja się też przyznam (chociaż wstyd) hehe - u mnie leży nie otwarta jeszcze glinka biała i czeka...nie wiem na co :) Chyba jak moje lenistwo mi przejdzie. Nie no, jestem przerażona tym właśnie całym przygotowaniem i tymi etapami, chociaż ten nieodłączny element o którym wspomniałaś - ręcznik na głowie bardzo mnie kusi, bo przy okazji można jakąś maskę na włosy zaaplikować :)
OdpowiedzUsuńNo nic, czas spróbować przygodę z glinką chyba :)
ps.piękne zdjęcia :)
Super pomysł z tą maską na włosy, że ja na to nie wpadłam. Dwa zabiegi na raz :) Chociaż później zmywania więcej :) A przygodę z glinką polecam zacząć, bo wiele dobrego przyniesie i nie będziesz żałować :)
OdpowiedzUsuńSkoro jest dobra na trądzik i takie tam to nareszcie coś dla mnie! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pomaga w leczeniu trądziku, ponieważ działa antybakteryjnie i bierze udział w gojeniu :)
UsuńWow! Znalazłaś świetną glinkę:). Szkoda tylko, że tych zaskórników się nie pozbywa. U mnie te sproszkowane wszystko usunęły i zaleczyły. Mimo wszystko cieszę się, że spisała się na medal i jesteś z niej bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńDo tej pory używałam też białej, ale jednak zielona wygrywa:).
Buziaki❤️
Spróbuję też sproszkowanej chociaż nie sądzę, że różnica będzie wielka :) Ale znalazłam już inną perełkę i wkrótce będę o niej pisać :)Jeszcze raz dziękuję :)
UsuńTeż mam taką gotową maskę z glinki :)
OdpowiedzUsuńSą najlepsze :)
Usuńja przeważnie stosuję glinkę sypką, którą sama rozrabiam, ale tą mnie skutecznie zachęciłaś :D
OdpowiedzUsuńTeż jest bardzo fajna, a zaoszczędza się trochę czasu :)
UsuńOo.. stosowałam maseczki z glinek Ziaja xd fajne byłby! Ale jestem trochę za leniwa na maseczki, które trzeba zmywać :P więc jeszcze kilka saszetek mam w szafce- czekają na swój dzień :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio miałam maseczkę z glinki szarej z Ziai. Jestem za leniwa dlatego wybieram gotowe, saszetkowe specyfiki.
OdpowiedzUsuńCiekawy kosmetyk :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :) Ale najbardziej lubię rosyjską glinkę z błota z morza martwego, o taką: http://lawendowaszafa24.pl/pl/p/GLINKA-Z-MORZA-MARTWEGO.pielegnacja-twarzy-i-ciala/483 Kosztuje grosze, ale jest naprawdę bombowa! Doskonale oczyszcza cerę, zmniejsza wydzielanie się sebum i pomaga w walce z trądzikiem. Niestety jej rozrabianie z wodą doprowadza mnie do szału.
OdpowiedzUsuń