Na czym bazuję?/ NYX Pore Filler, Clarins Beauty Flash Balm, MAC Skin Base Visage, Algenist Pore Control Primer.



Każdy malarz wie, że obraz najlepiej wygląda na ładnym, nieskazitelnym płótnie. Bazy pod makijaż stały się dla mnie właśnie takim wstępem odgrywanym zanim sięgnę po pędzel. Wymagać można od nich wiele i tak na przykład ja sama pragnę by utrzymywały makijaż w idealnym stanie przez długie godziny, ułatwiały aplikację podkładu i nieco podnosiły jego atrakcyjność oraz niwelowały widoczność porów. Chociaż bardzo bym chciała to nie sięgam po nie każdego dnia, bo niestety większość by dać mi to czego pragnę, wypełniona jest substancjami, które z moją cerą zwyczajnie się nie dogadują. Poszukując bazy idealnej do codziennego stosowania powoli skłaniam się by spróbować czegoś z naturalnymi komponentami, ale zanim rozpocznę kolejne testy pokażę Wam co dotychczas maglowałam. Przygotujcie się więc na spotkanie z takimi markami jak MAC, Clarins, NYX i Algenist. Każda z nich dała swoje propozycje, a ja zadbam o to byście dowiedziały się wszystkiego czego potrzebujecie. Startujemy :)


NYX Pore Filler (ok. 69 zł)


Najtańsza i niestety najgorsza baza z całej czwórki. Umieszczona w białej, zgrabnej oraz ładnej tubce naprawdę świetnie leży w dłoni i nie zajmuje dużo miejsca w kosmetyczce. Znajdujący się pod zakrętką mały otworek zupełnie nie radzi sobie z dozowaniem dosyć zbitej konsystencji. Wypluwa jej drobne, suche skrawki, które rolują się na palcach i ciężko wyczuć jaką ilość produktu rzeczywiście wydobyłam.

Skład:
Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Dimethicone Crosspolymer, Isononyl Isononanoate, Isododecane, Silica, Polymethylmethacrylate, VP/Hexadecene Copolymer, Trimethylsiloxysilicate, Ethylparaben, Methylparaben, Propylparaben, Phenoxyethanol, Butylparaben, Mica (CI 77019), Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxide Yellow (CI 77492), Iron Oxide Red (CI 77491), Iron Oxide Black (CI 77499


Baza gdy już dotknie skóry to łatwo po niej sunie i sprawia, że sam podkład też aplikuje się o niebo lepiej. Cera w mig zaczyna sprawiać wrażenie niezwykle gładkiej i miękkiej, dosłownie silikonowej. Zadaniem tego produktu jest zmniejszenie widoczności porów co faktycznie robi, ale niestety minimalnie. Bardzo minimalnie. Jej okropny skład też nie zachęca do częstego stosowania i szczerze przyznam, że od kiedy zagościła w mojej toaletce to użyłam jej jedynie kilka razy. Oczywiście nie muszę też dodawać, że nie ma absolutnie żadnego wpływu na trwałość makijażu co może być lekko rozczarowujące. To jest raczej kosmetyk z kategorii tych zbędnych, który po kupieniu latami wałęsa się po szufladkach i nikt nie chce o nim pamiętać. Nawet nie pomyślisz o tym by ją oddać komuś znajomemu, bo wiesz, że i tak nie przypadnie mu do gustu. 

Zawsze zostawiam Wam decyzję o zakupie produktu, ale ten mocno odradzam. Znalazłam kilka pozytywnych recenzji tej bazy w Internecie i wciąż się głowię dlaczego w ogóle powstały :)

Clarins Beauty Flash Balm (ok. 120 zł)



Czasami dobry produkt można kupić przypadkiem i nie da się do tego spotkania napisać rzewnej historii chwytającej za serce. Tak też było z maseczką upiększająca od Clarins. Nie od razu się polubiłyśmy i chyba z początku uważałam ją za mało użyteczną. Pewnie bardziej spostrzegawczy zauważyli, że nie nazwałam tego produktu bazą, a przecież o nich dziś tutaj rozmawiamy. Kosmetyk ten jednak ma kilka zastosowań. Jedni aplikują go na noc jako maseczkę odżywiającą lub po prostu zmywają po kilkunastu minutach tak jak inne tego typu produkty. Ostatni sposób to nałożenie jej kilkanaście minut przed makijażem, co ja najczęściej robię.

I znowu mamy białą tubkę, jednak tym razem produkt wydobywa się łatwo i przyjemnie. Nawet gęsta konsystencja nie stanowi tu żadnej przeszkody. Natomiast irytować może mocno perfumowany, mydlany zapach i jestem pewna, że nie każdemu się spodoba. Kojarzy mi się z siwą staruszką przesiąkniętą słodką, różano-brzoskwiniową wonią.  Maseczka wchłania się bardzo szybko i pozostawia cerę naprawdę wyjątkowo miękką. Po prostu czuć iż dostała porządny zastrzyk nawilżenia. A dodatkowo gdyby nie fakt, że chwilę po muszę aplikować makijaż to prawdopodobnie macałabym się po twarzy pół dnia. Taka jest gładziutka!

Skład: Skład: Aqua/Water/Eau, Propylene Glycol, Octyldodecanol, Oryza Sativa (Rice) Starch, Glycerin, Polysorbate 60, Sorbitan Stearate, Olea Europaea (Olive) Leaf Extract, Carbomer, Phenoxyethanol, Bisabolol, Sodium Hydroxide, Parfum/Fragrance, Butylene Glycol, Potassium Sorbate, Sodium Citrate, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Leaf Extract, Algae Extract, Hexyl Cinnamal, Linalool, Coumarin, Benzyl Salicylate, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, Citronellol, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone, Eugenol, Limonene, Isoeugenol, Ci 15985/Yellow 6E.

Jej właściwości doceniłam dopiero kiedy wysuszona przeciwtrądzikowymi kosmetykami skóra wołała o pomoc. Produkt ten nie gwarantuje matu, a raczej rozświetlenie i odżywienie. W mig rozprawia się z suchymi skórkami oraz sprawia, że każdy podkład wygląda wprost cudownie. Zmęczona i szara cera zyska blask plus witalność. Mimo właściwości nawilżających nie zauważyłam by wpływała negatywnie na trwałość makijażu, a wręcz przeciwnie. Już jakiś czas temu zorientowałam się, że typowo matujące bazy działają na moją skórę odwrotnie niż powinny. Wysuszając tylko wzmacniają wydzielanie sebum i więcej szkodzą niż pomagają. To samo tyczy się podkładów z tej kategorii. Dlatego w końcu poszłam po rozum do głowy i zrezygnowałam z nich na rzecz tych rozświetlających. 

Jestem więc na tak. Bardzo lubię ten produkt i kupiłabym go raz jeszcze. Skład nie powala na kolana, ale tak jak resztę stosuję ją sporadycznie i nie zauważyłam by pogorszyła stan mojej cery. Obecnie podobny efekt dają mi maseczki w płachcie, które często mają lepsze komponenty, ale to już zależy od Waszych preferencji.  Polecam spróbować :)

MAC Prep+Prime Skin Base Visage (ok. 115 zł)



Baza nie kupiona przez przypadek, chociaż jej próbka właśnie tak się u mnie znalazła. Nałożyłam na twarz tylko jeden raz, a potem przepadłam! Jestem w niej zakochana i mimo wad akceptujemy się nawzajem.

Ponoć w miłości wygląd zewnętrzny nie ma znaczenia, ale i tym razem zachwalać będą zgrabną, czarną buteleczkę, która przepięknie się mieni. Ponarzekać mogę za to na pompkę, bo ciężko wtłacza produkt i wydaje nam jedną konkretną ilość, której nie da rady zmniejszyć. Ma być cała pompka i już, bez dyskusji! Mimo iż początkowo konsystencja przypominająca piankę wydaje się być biała, po rozsmarowaniu staje się transparentna i nie ma żadnego wpływu na nasz odcień skóry. Dodatkowo mam wrażenie, że jest niezwykle lekka, taka ledwo wyczuwalna. Bardzo delikatna woń bazy na pewno nikogo nie przyprawi o ból głowy i daję o zakład, że umknie uwadze większości użytkowników.  

Skład: Water/Aqua/Eau, Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Polysilicone-11, Sucrose, Isopentyldiol, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract, Gellidiela Acerosa (Algae) Extract, Morus Bombycis (Mulberry) Root Extract, Hypnea Musciformis (Algae) Extract, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract, Poria Cocos Sclerotium Extract, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Amorphophallus Konjac Root Powder, Laminaria Saccharina Extract, Algae Extract, Caffeine, Tocopheryl Acetate, Butylene Glycol, Caprylyl Glycol, Hexylene Glycol, Potassium Sorbate, Magnesium Ascorbyl Phosphate, Magnesium Myristate, Sodium Hyaluronate, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Saccharide Isomerate, HDI/Trimethylol Hexyllactone Crosspolymer, Silica, Polysorbate 20, Alumina, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Polyethylene, Phenyl Trimethicone, Sialyllactose, Triethoxycaprylylsilane, Phenoxyethanol Prep & Prime Skin may contain: Mica, Iron Oxides, Titanium Dioxide, Bismuth Oxychloride

Produkt ten różni się od swoich poprzedników tym, że ma w sobie zatopione drobinki, które są widoczne na skórze. Oczywiście wszystko zależy od podkładu jakiego używacie. Te mocno kryjące raczej nie pozwolą im ujrzeć światła dziennego, ale wiem, że nie każdy takie lubi i stosuje.

Chyba pierwszy raz dziś zgodzę się ze wszystkim co obiecuje producent. Skóra faktycznie jest gładka, miękka i co więcej makijaż trzyma się na niej dłużej. Potwierdzenie opisu z etykietki byłoby ogromnym niedomówieniem! Ja wprost uwielbiam jak moje podkłady prezentują się na tej bazie. Jeszcze żadnej wcześniej nie udało się ich tak podrasować. Cera wygląda zdrowo, jest rozświetlona i mam wrażenie, że zostało z niej wyciągnięte wszystko co najlepsze. To jest mój taki upiększacz w butelce, jak magiczne zaklęcie od błyszczącej wróżki z blond lokami, która zamienia nas przed balem w piękne księżniczki.

Nie zdziwicie się pewnie iż uznam bazę MAC za najlepszą jaką do tej pory miałam. Tak jak w przypadku reszty wspomnę jeszcze o składzie, który najgorszy nie jest. Oczywiście są w nim silikony, ale dosyć wysoko znajdziemy też ekstrakty roślinne. Ze względu na cenę polecam najpierw sięgnąć po próbki. Mi wystarczyły bym przekonała się do zakupu całej butelki :)

Algenist Pore Control Anti-Aging Primer (ok 180zł)

 



Do tej bazy mam sentyment, bo jest moją pierwszą i to ona wprowadzała mnie w świat makijażu, który nie składa się tylko z podkładu i pudru. Wtedy to alkohol był moim największym wrogiem i nie wiedziałam jeszcze jak skóra zareaguje na silikony. Zdecydowałam się na nią mając nadzieję, że przedłuży trwałość makijażu i zniweluje widoczność porów, a jej skład wydał mi się najbardziej przyjazny mojej skórze. Nie jestem tylko pewna czy wtedy umiałam go czytać tak umiejętnie jak dziś (choć mistrzem nie jestem).

Na pewno duży wpływ na zakup miało niebanalne opakowanie. Srebrna tubka i bardzo wygodny aplikator do dziś wprawiają mnie w zachwyt. Baza jest transparentna i nie daje żadnego koloru. Mimo gęstej konsystencji niesamowicie łatwo ją rozprowadzić na skórze. W mig sprawi, że stanie się ona gładka i pory faktycznie zostaną nieco zmniejszone, ale niestety ślad po nich nie zaginie. Wiem, że nie każdy polubi się też z tak sztucznie wygładzoną cerą. Chociaż kiedy damy bazie czas by ładnie ułożyła się na buzi, to na pewno będzie nieco mniej wyczuwalna. Tak jak w przypadku koleżanek powyżej ułatwi aplikację podkładu i sprawi, że będzie wyglądał ładniej. Nieco też przedłuży trwałość makijażu, ale nie w takim stopniu jakbym sobie tego życzyła. Może do godziny lub dwóch.

Skład: Water (Aqua), Dimethicone, Dimethicone Crosspolymer, Polymethylsilsesquioxane, Vinyl Dimethicone / Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Butylene Glycol, Hydrogenated Polyisobutene, Algae Exopolysaccharides, Lens Esculenta (Lentil) Fruit Extract, Rosa Multiflora Fruit Extract, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Glycine Soja (Soybean) Seed Extract, Salix Nigra (Willow) Bark Extract, Salicylic Acid, Squalane, Glycerin, Caprylyl Glycol, Dimethicone / PEG-10 / 15 Crosspolymer, Hydroxyethyl Acrylate / Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Sorbitan Isostearate, Polysorbate 60, Potassium Sorbate, Ethylhexylglycerin, Chlorphenesin, Phenoxyethanol, Fragrance (Parfum).

Ogólnie chyba za dużo narzekania jak na bazę za taką cenę. Skład też nie jest super naturalny, chociaż znajdziemy w nim sporo ekstraktów roślinnych i mój ulubiony kwas salicylowy. Niestety komponenty te umieszczono gdzieś z tyłu, choć nie na szarym końcu. Lubię ten produkt, ale moja ocena nie jest raczej obiektywna, bo tak jak pisałam mam do niego słabość. W Polsce pewnie jest ciężko dostępny więc jestem pewna, że i tak żadna z Was nie zdecyduje je się na zakup. Wspominam jednak w razie gdyby ktoś kiedyś miał ochotę przetestować jakiś kosmetyk marki Algenist i myślałam właśnie o tej bazie :)

                                                                                

Starałam się by poszło szybko, gładko i bez bólu. Mam nadzieję, że teraz nieco więcej wiecie o poszczególnych produktach i może nawet udało mi się namówić Was na zakup jakiegoś :)

Macie swoje ulubione bazy? :)





INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.