From Category: clinique

sobota, 14 maja 2016



Jesteście zwolenniczkami olejowej metody oczyszczania twarzy i zdążyła już ona skraść Wasze serca? A może dopiero się nad nią zastanawiacie i jeszcze nie jesteście pewne czy to dobry pomysł? Przeczytałam mnóstwo artykułów o OCM zanim wprowadziłam tą "wspaniałą" metodę do swojej pielęgnacji. Moja trądzikowa cera łatwo się zapycha i wystarczy nieodpowiedni dobór produktów do pielęgnacji, by rozpętać prawdziwą plagę wyprysków, bolących i uwierających, a ich gojenie to długi, powolny proces. Nie każdy wie, że taki rodzaj cery nie lubi tarcia, ciepła czy masażu, a przepisy na wykonanie olejowego oczyszczania twarzy zawierają wszystkie te czynności. Sztampowy opis i sposób wykonania OCM przeznaczony jest głównie dla cer suchych. Ja w kąt odrzuciłam ściereczki i gąbeczki roznoszące bakterie, które tylko czekają na atak w innym miejscu twarzy. Kluczową rolę w OCM stanowi również dobór olejku, bo nie każdy będzie współgrał z trądzikową cerą.  Nie chciałam ryzykować i rzucać wszystkiego na szalę losu, który dla mojej cery nie zawsze jest łaskawy. Zakochałam się w tym sposobie oczyszczania twarzy, ale by mi nie zaszkodził wykonuję go po mojemu (nie znaczy to, że inne metody są niepoprawne).  Dla własnego bezpieczeństwa postanowiłam zainwestować więc w produkt, który chociaż nie posiada naturalnego składu i tak naprawdę nie znajdziemy w nim żadnych olejków, zachowuje się tak jakby to one były jego podstawą. Mowa o Clinique Take The Day Off Cleansing Oil.

środa, 21 stycznia 2015


Witam!

Dzisiaj postanowiłam zrecenzować coś z kosmetyków kolorowych. Nie wiem dlaczego, ale zawsze są dla mnie najtrudniejsze do opisania. W mojej kosmetyczce stale zmienia się tylko kilka produktów z tej kategorii, ponieważ nie mogę sobie pozwolić na zmianę podkładu ze względu na moją bardzo wymagającą cerę. Używam cały czas jednego od lat ( Revlon Colorstay), chociaż przyznam, że testuję od czasu do czasu coś innego, ale jeszcze nie trafiłam na cudo, którego szukam od lat. 
Tak więc dziś mam dla was opis różu marki Clinique. Zakupiłam go już dosyć dawno temu w internecie, przez co kolor nie do końca mi odpowiada, ale nie leży też do najgorszych. Używam go sporadycznie, od czasu do czasu. Przeważnie latem. Dlaczego? Zapraszam do lektury!

Na początek jak zwykle krótki opis producenta:

Jedwabista  formuła bez trudu rozprowadza się na kościach policzkowych, dając naturalny efekt. Róż bardzo łatwo się nakłada, aż do uzyskania pożądanej intensywności, przy użyciu pędzelka o specjalnie zaprojektowanym kształcie. Długotrwały, nie blaknący. Beztłuszczowy.

Już na pierwszy rzut oka róż urzeka swoim ślicznym, eleganckim opakowaniem. Jest to niewielkie pudełeczko ze srebrnym wieczkiem, na którym niestety łatwo widoczne są ślady naszych palców. Troszkę to psuje walory estetyczne, które dla mnie są bardzo ważne. Zamykane na "klik", dzięki czemu mamy pewność, że nie otworzy się nam w kosmetyczce lub torebce. To mogę wam gwarantować, ponieważ ten "zatrzask" jest bardzo solidny. Spód pudełeczka to przezroczysty plastik, dzięki któremu możemy zobaczyć odcień produktu, jeśli mamy możliwość zakupu w sklepie. Od razu podkreślę, że dostępny jest w ośmiu odcieniach, także myślę, że każda z nas wybierze coś dla siebie. W środku znajdziemy fajne i przydatne lustereczko oraz pędzelek wykonany z miękkiego, naturalnego włosia. Przyznam szczerze, że chyba tylko raz próbowałam użyć tego pędzla i chociaż ma niezły, ukośny kształt, zupełnie nie umiałam sobie z nim poradzić i znacznie wolę rozwiązania, które stosowałam dotychczas. 




Jeżeli miałabym wymienić zalety różu to na pewno jest ich wiele. Przede wszystkim jest to kosmetyk beztłuszczowy, co cenię sobie ze względu na moją tłustą cerę. Nie zapycha, nie podrażnia i pewnie nie zrobiłby krzywdy nawet panią z wrażliwą cerą. Bardzo łatwo się go aplikuję bez strachu, że możemy przesadzić. Na pewno nam to nie grozi. Czasem nawet lekko irytuje mnie, że aby uzyskać upragniony efekt, naprawdę muszę go wymęczyć. Chociaż od razu się przyznaję, że ja uwielbiam wyrazisty, mocny makijaż, także jest to kwestia gustu. Róż już chwilę po alikacji ładnie wtapia się w skórę, nie tworzy plam i nie obsypuje się. Wygląda naprawdę bardzo naturalnie i jak najbardziej nadaje się do delikatnego makijażu dziennego. Utrzymuje się na twarzy cały dzień i nie zauważyłam by ścierał się choć w najmniejszym stopniu. Na początku wspomniałam, że używam różu głownie latem. To prawda. Otóż posiada on drobinki, które nadają naszej cerze blasku i ładnie podkreślają opaleniznę. Oczywiście nie daje on efektu imprezowego, a jedynie leciutko rozświetla. Dla testerek takich jak ja zużycie tego produktu na pewno będzie wielką udręką, ponieważ jest on niesamowicie wydajny i starcza na bardzo, bardzo długo. Dlatego uważam, że warto go kupić nawet za tak wysoką cenę, zwlaszcza jeśli jesteście wierne jednemu produktowi przez cały czas. 



Znalazłam jednak dwie wady tego produktu. Po pierwsze, gdy używamy innego aplikatora niż ten, który znajdziemy w środku, brudzimy całe opakowanie, włącznie z pędzelkiem, którego włosie niszczy się, a rączkę trzeba wycierać co jakiś czas, ponieważ cała pokryta jest świecącym pyłem. Dodatkowo po jakimś czasie róż zaczyna tak jakby zamieniać się w kamień. Robi się twardy i chropowaty, przez co trudno jest go wydobyć z opakowania. Może właśnie dlatego muszę się tyle namęczyć by uzyskać taki kolor jak pragnęłam. Nie wiem czy tylko ja tak mam, bo możliwe, że nieumiejętnie go używam. Naprawdę nie wiem. Może któraś z was zauważyła podobne nieprawidłowości? Koniecznie dajcie znać. 



Dodam jeszcze tylko, że ja posiadam odcień 110 Precious Posy. Jak dla mnie to dosyć ciemny kolor różu i raczej jestem zwolenniczką bardziej dziewczęcych barw. Ten kojarzy mi się z bardzo elegancką panią, dlatego też sięgam po niego sporadycznie i pewnie jeszcze długo będzie gościł w mojej kosmetyczce, chyba, że stracę cierpliwość i sprezentuje komuś kto chętnie go przygarnie :)

Pozdrawiam dziewczynki!

Cena: ok. 100 zł/6g


INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.