Równie fajnie jak kosmetyki mogą być tylko gadżety pochodzące z tego samego kolorowego i różnorodnego świata. Pędzle, szczotki, urządzenia typu airbrush czy gąbeczki o wymyślnych kształtach i strukturach. A wszystko po to by ułatwić nam aplikacje tak ważnego w makijażu podkładu lub korektora. Sprawić by stała się bardziej intuicyjna, przyjemniejsza, a jeśli uda nam się przy tym zaoszczędzić trochę czasu, to myślę, że niczego więcej do szczęścia nie będzie potrzeba. Moje poszukiwania ideału były bardzo burzliwe, raz nawet myślałam, że udało mi się znaleźć pędzel doskonały, ale po pierwszym myciu stracił swoje magiczne właściwości skutecznie zmuszając mnie do dalszych poszukiwań. W cudowną moc Beauty Blendera, czyli tej małej, różowej gąbeczki nigdy nie wierzyłam. Namawiali mnie bym spróbowała “podobnej” od Real Technique zanim wydam pieniądze na BB, bym miała rozeznanie czy z tego typu gadżetem polubi się moja skóra. Kapryśna z natury cera wcale się z nim nie chciała zgrać. Gąbeczka zabierała krycie podkładowi, który miał takie właśnie przeznaczenie i sprawiała, że się mazał wyglądając bardzo nieestetycznie. Szybko zamknęłam ten rozdział uznając, że to gadżet dla pań z ładną cerą i mnóstwem czasu na mozolne wyrównywanie niedociągnięć. Do zakupu Beauty Blendera przekonała mnie Katosu. Ona jest jedyną osobą, która gdy coś poleca to wyłącza mi się w mózgu racjonalne myślenie i od razu chce to mieć. Na co dzień nie daję się tak łatwo przekonać :)
