
Nikt nie zaprzeczy, że czerwona, krwista i seksowna pomadka jest najbardziej rozpoznawalnym produktem do ust na całym świecie. Dodaje elegancji, szyku i od lat towarzyszy na największych światowych wydarzeniach celebrytom i wizażystom. Moim zdaniem najlepiej wygląda na pewnej siebie i zdecydowanej kobiecie, odzianej w wieczorową suknię i brylanty, za którą ciągnie się najnowszy zapach od Chanel. Chociaż widziałam też jej moc na dziewczynach ubranych w klasyczne dżinsy i biały top. Czytając poradniki łatwo wywnioskować, że powinna pasować praktycznie każdemu, bez względu na kolor cery czy włosów. Ja niestety należę do grupy osób, które w czerwieni prezentują się dosyć obciachowo, tanio i nakładając ją na usta zawsze mam wrażenie, że zaczynam wyglądać na przebraną, tak jakbym z czymś przesadziła i to bardzo. To samo tyczy się różowych, fuksjowych odcieni, szarości czy brązów. Mam wrażenie, że świat pomadek nie jest moim miejscem i nie umiem się w nim odnaleźć, bo chociaż posiadam kilka szalonych odcieni, to od dawna mam je tylko by mieszkały na ukochanej toaletce. Od czasu do czasu ścieram z nich kurz, znowu oglądam, przymierzam i kolejny raz upewniam się, że to jednak nie to. Najlepiej czuję się w jasnych, ledwie widocznych odcieniach, typowych "nudziakach" lub przy odrobinie szaleństwa sięgam po kolory zbliżone do dziewczęcego baby pink. Dziś pokażę Wam pomadki, które chwytam najczęściej i chociaż nie doznacie deszczu kolorów i odważnych propozycji, myślę że warto obejrzeć każdą z nich. Wszystkie odcienie pasują do codziennego wyjścia i dobrze się w nich poczujecie zarówno na imprezie, jak i w kościele czy pracy.