From Category: podkład

niedziela, 21 kwietnia 2019


Nie trzeba być wprawioną i wykwalifikowaną wizażystką by wiedzieć, że makijaż najlepiej utrzymuje się na bardzo dobrze nawilżonej, zadbanej i czystej skórze. Moja cera od lat zachowuje się tak samo (niestety). Miewa okresy w których przetłuszcza się mniej i nie jest pokryta wypryskami, ale walka o taki stan nie ma końca. Na przestrzeni lat jednak zmieniają się moje upodobania. Najpierw walczyłam o mat, który z czasem wydał mi się płaski, pozbawiony życia i świeżości. Obecnie kocham się w efekcie "szklanej skóry" (glass skin) czyli świetlistej, nieskazitelnej, jędrnej i pełnej blasku cerze. Niestety by go osiągnąć nie wystarczy użyć tony rozświetlacza, który w kilka chwil sprawi, że moja skóra będzie wyglądać niczym tafla szkła. Pięknie prezentuje się na zadbanej, pozbawionej niedoskonałości, niemal nieskazitelnej cerze. Osiągnięcie takiego stanu w moim przypadku jest praktycznie niemożliwe, ale systematyczność, regularne złuszczanie i nawilżanie sprawiają, że bezwstydnie stosuję makijaż typu glass skin kiedy tylko zapragnę. By prezentował się tak jak sobie wymarzyłam staram się nie sięgać już po matujące kremy, a wydzielanie sebum próbuję uregulować poprzez odpowiednie nawilżenie skóry i jej odżywianie. Produkt, o którym dziś będę opowiadać miał mi właśnie w tym pomóc i nie ukrywam, że wiązałam z nim wielkie nadzieje. Beauty Blur Skin Optimzer (159 zł/29.99) od Vita Liberata to podkład nawilżający i wykończeniowy w jednym. Obiecuje nie tylko maskowanie niedoskonałości, ale i ujednolicenie kolorytu skóry, jej rozświetlenie, wygładzenie i co najważniejsze nawilżenie. W samym produkcie zakochałam się jeszcze przed jego użyciem, ale czy moja tłusta cera pozwoliła mi pozostać w tym stanie aż do dziś?



Może tradycyjnie zacznę od opakowania. Wewnątrz bardzo estetycznego kartonika znajduje się zgrabna, miękka tubka zakończona cudnym korkiem w jakże modnym odcieniu rose gold. Na szczęście skrywa on pompkę, która pozwala nam wydobyć produkt w łatwy i szybki sposób, bez brudzenia się i niepotrzebnego marnowania go. Podkład ma dosyć rzadką, lekką konsystencję o bardzo delikatnym zapachu. Wystarczy naprawdę odrobina by pokryć nim całą twarz. Na szczęście nie zauważyłam by miał w sobie masę drobinek, a jedynie wydaje się po prostu kremowym rozświetlaczem dobrze wymieszanym z kremem BB. Uwielbiam go za to, że dosyć szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie lepiącej, nieprzyjemnej warstwy.


Beauty Blur Skin Tone Optimizer daje naprawdę śliczne wykończenie na twarzy, choć moja cera ma troszkę za dużo niedoskonałości by ten cudowny glow prezentował się na niej zachwycająco. Oczywiście z tego samego powodu mogę zapomnieć by stosować ten produkt jako podkład, bo niestety nie kryje praktycznie wcale i faktycznie jedynie wyrównuje koloryt skóry. Sięgnęłam po niego jednak od razu nastawiając się, że będzie bazą pod mój makijaż lub właśnie produktem wykończeniowym by nadać cerze blask i rozświetlanie, ale przede wszystkim upragnione nawilżenie. Kocham go za to jak zmienia makijaż! To tak jakby mój podkład został dotknięty czarodziejską różdżką, bo wygląda po prostu cudownie. Kapryśna cera nie podzieliła jednak moich zachwytów, bo szybko dała znać, że produkt niestety skraca trwałość makijażu i chociaż wygląda pięknie sprawia, że skóra szybciej się świeci. Nie jestem pewna czy jest to kwestia pielęgnacj czy po prostu produkt ten nie jest odpowiedni dla posiadaczek tłustej skóry. Jestem pewna, że te z Was, które zmagają się z przesuszeniem będą nim zachwycone, a ja wciąż mając nadzieję testuję podkład na różne sposoby byleby tylko został w końcu zaakceptowany. Jakoś ciężko mi z niego zrezygnować, a już na pewno uzależniłam się od tego ślicznego rozświetlenia i wręcz instagramowego efektu jaki pozostawia na mojej twarzy.

Dla zainteresowanych dostępny jest w czterech odcieniach odcieniach:  Latte, Latte Light, Latte Dark i Caffe Creme. Producent poleca by przed jego użyciem nawilżyć cerę by potem sięgnąć po pędzel lub gąbeczkę, które pomogą przy jego rozprowadzaniu, a następnie produkt porządnie rozetrzeć nie zapominając o szyi i dekolcie.

Skład: Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Glycerin*, Cetearyl Alcohol, Heptyl Undecylenate, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Isohexadecane, Panthenol, Ethylhexyl Salicylate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Tocopheryl Acetate, Hyaluronic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Synthetic Fluorophlogopite, Homosalate, Hydrolysed Silk, Tin Oxide, Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499)

W podsumowaniu pragnę wspomnieć, że moje serce dalej kocha Beauty Blur Skin Tone Optimizer mimo iż chyba bardziej nadaje się na bazę rozświetlającą niż podkład i nie utrzymuje się na moje skórze tak jakbym sobie tego życzyła. Jednak efekt jaki na niej pozostawia, jego wygląd zewnętrzny oraz upragnione nawilżenie sprawiają, że chyba nie potrafię być co do tego produktu obiektywna. O zakupie zdecydujcie sami :)

środa, 21 września 2016





Zdaję sobie sprawę, że obecnie w modzie jest makijaż niewidoczny, transparenty, taki, który istnieje, ale tylko wprawne oko może go wypatrzyć. Pewnie przychodząc teraz z recenzją podkładu, który stworzony został do porządnego krycia nie będę wyglądać za dobrze (who cares?). Sama od lat borykam się z problemami skórnymi, bliznami czy brzydkimi plamami i kamuflowanie weszło mi już w krew. Jakiś czas temu trochę odpuściłam, zaczęłam wystawiać moją skórę na światło dzienne, pozwoliłam by w końcu muskały ją wesołe promyki ciepłego Słońca i by złapała upragniony oddech. Porządne krycie i mat na długi czas odeszli do lamusa, ale do dziś najlepiej czuję się w mocniejszym makijażu i zdarza się, że popełniam tą zbrodnię i wybieram podkłady, które lubią sporo zasłaniać. Nawet jeśli w danej chwili jest tego niewiele. Na temat produktu od Marca Jacobsa Re(marc)able czytałam mnóstwo sprzecznych recenzji i wtedy już wiedziałam, że muszę oddać go w ręce mojej skóry, bo tylko ona mi prawdę powie. Oj bywało różnie. Moje odczucia niczym na rollercoasterze raz znajdowały się na poziomie zwanym pozytywnym, by zaraz przerodzić się w nienawiść i żal. Musiałam jednak w końcu dokonać wyboru i dziś już wiem co tak naprawdę o nim myślę. Dopiero teraz czuję się upoważniona do dzielenia się opinią na jego temat. 



Marc Jacobs Re(marc)able Full Cover Foundation (od 115,90 do 195 zł/22ml)


Opakowanie jest piękne. I kropka. Kartonik, szkło oraz aplikator zakończony kuleczką. Całość w raz z dosyć niespotykanym kształtem buteleczki i uwielbianym przeze mnie minimalizmem, sprawia iż nie da się nim nie zachwycić. Wiem, że znajda się osoby, które będą narzekać na brak pompki, ale myślę, że tym razem znalazła godnego przeciwnika. Jestem pewna, że zwyczajnie nie dałaby rady z tą konsystencją. Ona wymaga precyzji oraz idealnego dozowania, bo inaczej produkt może się marnować, a tego chciałabym uniknąć. Sam wierzch opakowania czyści się bardzo źle i palce pokryte podkładem zostawiają na nim nieestetyczne plamy, a najgorsze jest to, że naprawdę ciężko jest się ich pozbyć. “Zakrętka” na której często zostaje sporo produktu potrafi po zamknięciu nieco rozlewać go na boki i może narobić bałaganu. Grube, toporne szkło  nie należy do lekkich tworzyw, więc zabranie buteleczki w podróż może stanowić problem dla wielu osób.  Mocny, pudrowy zapach też nie dla każdego będzie do zaakceptowania, ale na szczęście szybko ulatuje i już w kilka chwil pozwala o sobie zapomnieć.

Źródło
Podkład Re(marc)able przy aplikacji wymaga precyzji i szybkiego roztarcia, bo w mig zastyga i ciężko później dokonać jakichkolwiek poprawek. Jego konsystencja jest naprawdę bardzo sucha, ale przy tym lekka i delikatna. Najlepiej współpracuje z mokrym Beauty Blenderem, który zdecydowanie pomaga mu w uzyskaniu jeszcze lepszego krycia. Wystarczą naprawdę małe kropki podkładu na każdej części twarzy by została idealnie pokryta. Produkt jest bardzo mocno napigmentowany i wspaniale kryje już przy pierwszej, delikatnej warstwie. Jeśli kiedykolwiek marzyłyście o idealnej, mało realistycznej twarzy porcelanowej lalki, Re(marc)able pozwoli Wam ją uzyskać. Zakryje wszystko! Piegi, przebarwienia, zaczerwienienia czy blizny. Daje mi matowe wykończenie, ale bez tworzenia efektu maski i moja skóra czuje się w nim niezwykle komfortowo. 



Żeby pokochać podkład od Marca Jacobsa trzeba nauczyć się z nim dobrze obchodzić. Mimo iż pewnie chętniej sięgają po niego osoby, które mają jakieś problemy skórne, nie wybacza on żadnych mankamentów. Pięknie wygląda tylko na zadbanej i wypielęgnowanej skórze. W mig odkryje Wasze słabości i pokaże nieistniejące suche skórki czy pokreśli pory. Najlepiej prezentuje się na porządnie nawilżonej cerze i koniecznie potrzebna jest mu fajna baza. Tylko wtedy będzie wyglądał nieskazitelnie i satysfakcjonująco. Nałożenie zbyt dużej ilości podkładu wzmaga ryzyko uzyskania efektu maski i jego ważenia się czy popularnie mówiąc “ciastkowania”. Poza tym pudrowe wykończenie sprawia iż nie musimy nic więcej na niego nakładać, chociaż osoby z tłustą cerą mogą potrzebować lekkiego zmatowienia po kilku godzinach. Odcień Bisque Medium obecnie całkiem dobrze współgra z kolorem mojej cery, ale na zimę na pewno będzie za ciemny. 


Już kilka razy pisałam Wam, że nie jestem pewna co sądzić o tym produkcie, bo z jednej strony bardzo go lubię, a z drugiej chyba trochę nienawidzę. Wygląda cudnie na skórze, z bazą trzyma się dobre kilka godzin, zero ścierania czy brudzenia ubrań. Jednak łatwo z nim przesadzić i potrafi wtedy wchodzić w zmarszczki, podkreślać każdą niedoskonałość lub nieestetycznie ważyć się. Nie zawsze też w świetle dziennym wygląda dobrze. Na pewno jest to bardzo ciężki do współpracy produkt, ale nałożony minimalnie i połączony z mokrą gąbeczką BB oraz zadbaną cerą może zachwycić. Myślę, że kupiłabym bym jego drugie opakowanie, choćby po to by służył mi na wieczorne wyjścia. Mimo dobrego krycia jest lekki i nie zauważyłam by źle wpływał na cerę, ale to też pewnie zasługa tego iż sięgam po  podkład Re(marc)able bardzo rzadko. Efekt jaki daje na mojej skórze naprawdę uzależnia, zwłaszcza osobę, która nigdy nie miała idealnej cery :) 

PRZED
PO/JEDNA BARDZO CIENKA WARSTWA

PO/WIDAĆ POKREŚLONE PORY

PEŁNY MAKIJAŻ

PEŁNY MAKIJAŻ
Podsumowując: na pewno nie jest to produkt dla każdego. Ja jestem na tak, a Wy zdecydujecie czy chcecie podjąć ryzyko. Wiem, że sporo osób na niego narzeka, ale są też takie, które uwielbiają jego wykończenie. Nie wiem czy próbki to dobre rozwiązanie, bo przed użyciem niezbędne jest porządne wstrząśniecie produktu. Myślę, że dlatego mogą nie przynosić satysfakcjonującego efektu.

To jak? Tak czy nie? :)

czwartek, 5 maja 2016



O azjatyckich kremach BB nie będę Wam pisać, bo nie jedna z Was przepadła, gdy tylko pierwszy raz dotknęły jej delikatnej skóry na twarzy. Zachwyciły nas nie tylko ładnym kryciem, ale i właściwościami, które jeszcze kilka lat temu miejsce miały jedynie w najskrytszych marzeniach. Mam wrażenie, że obecnie nie ma problemu, którego nie rozwiązują. Wiem, że obietnica ta brzmi niczym z reklamy najnowszej pożyczki chwilówki, ale są marki, które potrafią zaspokoić nawet najbardziej wymagającą cerę. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że moda rozprzestrzeniająca się niczym niszcząca epidemia wyprze tradycyjne podkłady i nikt już nie będzie zawracał sobie nimi głowy. Producenci kosmetyczni jednak potrafią wyjść naprzeciw oczekiwaniom klientek i nie śpią, gdy konkurencja odnosi sukcesy. Shiseido już jakiś czas temu stworzyło podkład, który oferuje znacznie więcej niż wszystkie te, które znajdziecie na drogeryjnych półkach i lepiej ich do siebie nie porównywać, bo wypadną bladą i nijako. Produkt, który dziś Wam zaprezentuję obiecuje znacznie więcej niż chwilówka. Nie tylko jest długotrwały, odporny na wilgoć, wodę i sebum, ale również chroni przed promieniami UVA i UVB zapobiegając starzeniu się skóry.  Producent zapewnia, że wolne rodniki mu nie straszne, ławo się rozprowadza, jest nietłusty i zapewnia efekt cery bez skazy, a dodatkowo pochwalić się może niekomodogennnością. Myślę, że mogłabym tak wymieniać godzinami, a jego wspaniałe właściwości nie miałyby końca. Bez wahania uwierzyłam, że każda obietnica zostanie spełniona. Czy słusznie?




środa, 13 maja 2015

Hej!

Dziś post o kolorówce, bo dawno nie pisałam na ten temat. W sumie to pewnie dlatego, że rzadko zmienia się u mnie coś w tej kwestii. Od lat używam tych samych produktów i staram się pozostać im wierna. Chociaż pewnie pamiętacie, że wciąż szukałam podkładu idealnego. Jak na razie ciągle używam Revlon Colorstay, bo on mnie nigdy nie zawodzi, ale od czasu do czasu chciałabym nałożyć coś innego. Oczywiście na pierwszym miejscu jest krycie, a na drugim trwałość. I na tym przeważnie się skupiam. O podkładzie Kat Von D dowiedziałam się przypadkiem, przeglądając zagranicznego bloga i od razu zapragnęłam go mieć dla siebie. Niestety tu w Uk był jeszcze bardzo ciężko dostępny i owszem mogłam go kupić, ale za wysoką cenę, bo aż 48 funtów. Nie zniechęciło mnie to jednak i tego samego dnia zamówiłam tego cudaka, a później już tylko z niecierpliwością czekałam. 




wtorek, 1 października 2013

Witam Dziewczynki!

O marce Revlon pewnie nie muszę Wam opowiadać, bo praktycznie każda z nas słyszała choćby o ich sławnym podkładzie Colorstay. Od lat był moim numerem jeden i chociaż w międzyczasie kupowałam inne tego typu produkty, bo ten już zdążył mi się znudzić, to po kilku użyciach i tak wracałam do mojego ukochanego Revlona. Wszystko zmieniło się jednak wraz z kupieniem nowej wersji podkładu. Konsystencja znacznie się zmieniła i mimo iż jest tak gęsta, że wydobycie jej ze słoiczka kosztuje mnie wiele pracy, to krycie znacznie się zmniejszyło i to właśnie bardzo mnie zasmuciło. Zaczęłam więc szukać czegoś nowego, ale idzie mi bardzo ciężko. Zarówno drogie podkłady jak i te tanie, nie spełniają moich oczekiwać. Na słynnym Wizażu wynalazłam ostatnio kolejny produkt marki Revlon o nazwie Photoready. Co prawda jest to podkład rozświetlający, ale dziewczyny pisały, że mimo wszystko twarz się po nim nie  świeci, krycie jest niezłe i było też sporo takich, które twierdziły, że jest nawet lepszy od samego Colorstay! Kupiłam więc, wypróbowałam. I co się okazało? ... Zapraszam na post!


sobota, 17 sierpnia 2013

Hej!

Dziś nie będzie posta o kosmetykach, ale chciałabym wam krótko opowiedzieć o gadżecie, który warto mieć by ułatwić sobie aplikacje podkładu. Wiem, że niejedna z was jest zawiedziona tak jak i ja, że Estee Lauder Double Wear i Revlon Color Stay, zamiast pompki posiadają nieładny otworek, który jest strasznie niewygodny i nieestetyczny. Postanowiłam więc sama zaopatrzyć mojego Revlona w wygodniejszy aplikator i zamówiłam go od znanej pewnie wam marki M.A.C.

MOJA OPINIA


INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.