Pewnie wielu z Was ma wrażenie, że żyje za szybko i zbyt intensywnie. Niejednokrotnie zwolnienie obrotów choć na chwilę nie jest możliwe, warto więc wtedy wspomagać swój organizm chroniąc go przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. I nie mam tu na myśli tylko zmiany nawyków żywieniowych, ale też zadbanie o skórę czy włosy. Nie od dziś wiadomo, że najlepsze w walce wolnymi rodnikami, które są główną przyczyną starzenia, są cudowne antyoksydanty. Moim ulubionych ich źródłem jest zielona herbata, ale ostatnio dowiedziałam się, że super przeciwutleniaczami są też niedocenione przeze mnie pestki winogron. Dopiero francuska marka Caudalie pozwoliła mi poznać bliżej ich moc. Setki razy zastanawiałam się nad kupnem słynnego Beauty Elixiru, który ponoć inspirowany jest eliksirem młodości królowej Izabeli Węgerskiej. Marka zawsze kojarzyła mi się ze świeżością, witalnością, ale też z powiewem luksusu. Składy kosmetyków Caudalie bazują głównie na cudownym wyciągu z pestek winogron. Jeśli jesteście ciekawi czy dzięki temu świetnie działają, dziś mam zamiar odpowiedzieć na to pytanie :)
Po pierwsze: Caudalie Beauty Elixir/ Woda upiększająca
Kultowy produkt marki. Kochają go kobiety na całym świecie, a spora część z nich nie wyobraża sobie życia bez tej cudnej, szklanej buteleczki w swojej kosmetyczce. Przezroczyste opakowanie wykonane z grubego szkła pozwala kontrolować zużycie produktu, a umieszczony na samym szczycie atomizer rozpyla przyjemną, delikatną mgiełkę. Pierwsze za co się kocha ten produkt to zapach! Tak! Świeży, zmysłowy i pobudzający do życia. Coś jak miętowy deszcz ze szczyptą pieprzu, rozmarynu i melisy. Pewnie nie każdemu przypadnie do gustu ze względu na swoją intensywność i mocno ziołową woń, ale mnie wręcz uzależnia.
Producent obiecuje nam rozświetlenie, wygładzenie i zwężenie porów. U mnie produkt aplikowany na makijaż głównie usuwał mocno pudrowy efekt, odświeżał oraz faktycznie sprawiał iż cera wyglądała na bardziej promienną i zdrową. W recenzjach czytałam, że potrafi przedłużyć trwałość podkładu, działając podobnie jak dostępne na rynku specjalistyczne fixery. Ja niestety tego nie zauważyłam. Moja skóra świeciła się tak jak zawsze i myślę, że nie pomógł jej wyglądać matowo nawet minutę dłużej.
Tak jak wspominałam wyżej interesowałam się tym produktem już bardzo dawno. Czytałam setki pochlebnych recenzji, które tylko wzmacniały pragnienie posiadania. Jedyne co mnie powstrzymywało przed zakupem to alkohol w składzie już na drugim miejscu. Byłam prawie pewna, że stosowanie eliksiru każdego dnia doprowadzi do wysypu bolących wyprysków. Na opakowaniu jednak nie było informacji jakiego to rodzaju alkohol. Napisałam więc do marki i zostałam zapewniona, że jest on pochodzenia roślinnego, a w całej buteleczce znajdę go w ilości mniej niż 10%. Wolałam jednak nie ryzykować i sięgałam po produkt tylko co kilka dni. W ten sposób nie zauważyłam żadnych niepożądanych skutków w postaci nawrotu trądziku. Poza tym Beauty Elixir oprócz znienawidzonego przeze mnie składnika ma wspomniany wyżej ekstrakt z winogron, olejki eteryczne rozmarynu, ekologiczną melisę czy miętę.
Wierzę, że ten produkt mogą kochać miliony i wcale im się nie dziwię. U mnie nie działa cudów i spokojnie mogłabym zamienić go na zwykłą wodę termalną oraz co najgorsze w składzie ma największego wroga mojej cery czyli alkohol. Mimo wszystko uwielbiam sięgać po ten eliksir i kocham jego cudowny, pobudzający do życia zapach. Ten produkt zdecydowanie ma coś w sobie. Coś takiego, że cieszysz się gdy jest przy Tobie.
Po drugie: Grape Water/ Woda winogronowa
Kocham wszelkiego rodzaju mgiełki, wody termalne i inne odświeżające eliksiry. Nie miałam więc żadnych wątpliwości, że winogronowa woda od Caudalie znajdzie się w gronie moich ulubieńców. Wygodne, poręczne opakowanie cudownie rozpyla otulającą mgiełkę, tak delikatną i przyjemną, że aż ma się ochotę westchnąć z zachwytu. Pozytywne doznania jeszcze potęguje łagodny, winogronowy zapach. Produkt przyjemnie osiada na skórze i szybko się wchłania, a co najlepsze nie wymaga osuszania.
Woda winogronowa służyła mi długi czas jako tonik. Świetnie nawilżała skórę, koiła i odświeżała. Super spisywała się też do spryskiwania maseczek glinkowych, chroniąc skórę przed wysuszeniem i pogorszeniem jej stanu. Myślę, że w tym produkcie też jest coś uzależniającego. Było mi bardzo ciężko kiedy czułam, że buteleczka robi się lekka i niedługo będę musiała się rozstać z jej cudowną zawartością. Jestem też pewna, że zakochana w rewelacyjnym działaniu aplikowałam jej sporo za dużo, ale nic nie poprawiało mi tak humoru z samego rana jak to delikatne i orzeźwiające dotknięcie wody winogronowej na mojej "niewyspanej" cerze.
SKŁAD: VITIS VINIFERA (GRAPE) FRUIT WATER*, VITIS VINIFERA (GRAPE) JUICE*, NITROGEN.
(P00613V01/02). * Origine végétale - Plant origin - Origen vegetal - Origem vegetal.
|
Przy poprzednim produkcie narzekałam trochę na skład, ale Grape Water naprawdę ma się czym pochwalić. Zaledwie dwie pozycje: woda winogronowa plus wspaniały sok winogronowy. Kosmetyk ten zdecydowanie wpada na listę moich ulubieńców, które kocham całym sercem i naprawdę ciężko mi jest gdy akurat nie mam ich pod ręką. Polecam każdej kobiecie, bez względu na rodzaj cery.
Po trzecie: Vinosource Moisturizing Sorbet/ Krem nawilżający
Urocza, różowa tubka zapakowana w bardzo estetyczny kartonik budziła moje największe obawy. Krem przeznaczony jest do suchej cery, a wiem iż nie wszystkie super nawilżające składniki służą mojej skórze. Uspokoić nieco może obietnica producenta iż sorbet nie powoduje zapychania porów i powstawania zaskórników. Nie pozostawało mi nic innego jak przekonać się o jej autentyczności na własnej skórze. Kosmetyk stosowałam codziennie na cerę wcześniej przetartą tonikiem i po aplikacji ulubionego kremu antytrądzikowego.
Nie bez powodu produkt nosi nazwę sorbetu, bo właśnie taką ma konsystencję. Podobnie jak reszta rodziny pachnie świeżo i ziołowo. Byłam zdziwiona, że krem szybko się wchłania oraz nie pozostawia po sobie tłustej warstwy. Skóra w mig zrobiła się miękka i niesamowicie gładka. Dodatkowo zyskała optymalne nawilżenie bez niekomfortowego uczucia obciążenia cery. Nawet codzienne, regularne aplikowanie sorbetu nie spowodowało u mnie wysypu czy pogorszenia stanu cery. Pozbyłam się za to suchych skórek, a mój makijaż każdego ranka nakładał się o niebo lepiej na tak dobrze odżywionej cerze. Jedyne działanie niepożądane jakie zauważyłam to “spocona” strefa T o poranku. Są to najbardziej przetłuszczające się miejsca na mojej twarzy i dla nich działanie kremu było chyba trochę zbyt mocne. Poza tym oceniam produkt bardzo pozytywnie i jestem pewna, że zadowoli każdą cerę (choć dla skóry suchej na noc może być zbyt słaby).
Jak widzicie moją przygodę z Caudalie uważam za bardzo udaną. W każdym produkcie znalazłam właściwości, które pokochałam. Jestem pewna, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie i jeszcze kiedyś będę mogła znowu poczuć na własnej skórze zbawienną moc pestek z winogron.
A teraz dajcie znać, który produkt najbardziej Was zaciekawił?:)