From Category: pielęgnacja
niedziela, 29 marca 2020
Pisałam Wam, że jeszcze kiedyś tu wrócę z recenzją produktów Tʜᴇ Iɴᴋᴇʏ Lɪsᴛ? Obecnie jest to jedna z moich ulubionych marek kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Lubię ją za minimalistyczne, fajne opakowania, podejście do klienta, zachowanie niskich cen przy jednoczesnym zastosowaniu ciekawych oraz skutecznych składników aktywnych. Pod moim dachem znajdziecie całą rodzinkę kosmetyków od Tʜᴇ Iɴᴋᴇʏ Lɪsᴛ i każdy się u mnie sprawdził. Jeszcze ani razu nie żałowałam, że zainwestowałam w ich produkty i mam nadzieję iż się to nigdy nie zmieni. Dziś przychodzę do Was z recenzją jednego z najnowszych kosmetyków marki czyli Oᴀᴛ Cʟᴇᴀɴsɪɴɢ Bᴀʟᴍ (£9.99). Jest to balsam myjący oraz maseczka w jednym. Zapraszam!
Wyżej chwaliłam opakowania Tʜᴇ Iɴᴋᴇʏ Lɪsᴛ i w tym przypadku dostajemy kartonik przy którym chciałabym się na chwilę zatrzymać. Obecnie macie możliwość rozerwania go, a we wnętrzu znajdziecie porady, odpowiedzi na nurtujące pytania lub przykłady z czym można łączyć zakupiony przez nas produkt by osiągnąć lepsze efekty. Oczywiście nie wspominając już o takich informacjach jak skład, przykładowa rutyna pielęgnacyjna, jak i kiedy stosować dany kosmetyk, dla jakiej cery jest przeznaczony oraz co zawiera. Według mnie to naprawdę super pomysł i wielki krok do przodu jeśli chodzi o nudne, nikomu niepotrzebne kartoniki, które prócz listy INCI oraz masy obietnic nie zawierają niczego ciekawego. Ponarzekać jednak mogę na zgrabną, miękką tubkę, która niestety posiada według mnie nieco zbyt mały otwór, utrudniający wydobycie balsamu (150 ml). Jest on gęsty i bardzo treściwy, niczym maść dlatego przydałaby się tu nieco większa dziurka, choć też nie myślcie, że muszę stawać na opakowaniu by wydobyć coś z jego wnętrza. Poza tym produkt szybko rozpuszcza się pod wpływem ciepła dłoni i dzięki temu nie miałam żadnego problemu z rozprowadzeniem go na twarzy. Zapach? Na pewno bardzo delikatny, naturalny, ledwo wyczuwalny. W składzie balsamu znajdziecie 3% oleju z ziaren owsa, który wygładza oraz pomaga w utrzymaniu nawilżenia skóry i redukowaniu zaskórników, ale także 1% proszku owsianego redukującego zaczerwienienia oraz podrażnienia cery.
Producent zaleca stosować Oᴀᴛ Cʟᴇᴀɴsɪɴɢ Bᴀʟᴍ rano i/lub wieczorem oraz jako maseczkę pozostawiając na 10 minut. U mnie jest on stałym bywalcem przy usuwaniu makijażu, zanieczyszczeń, filtra czy serum po całym dniu ich noszenia na twarzy. Na opakowaniu jest informacja, że wymaga aplikacji na mokrą skórę i faktycznie tak znacznie lepiej się u mnie spisuje. Stosuję do tego zwykłą wodę termalną lub po prostu ochlapuję cerę wodą, wmasowuję balsam, a następne usuwam go mięciutką ściereczką. Produkt dosłownie w kilka sekund rozpuszcza wszelkie zanieczyszczenia, makijaż oraz nadmiar sebum! Pozostawia po sobie gładką oraz miękką skórę, ale też od czasu do czasu lekką mgłę na oczach. Dlaczego zdarzało się to tylko sporadycznie i co miało na to wpływ? Naprawdę nie wiem :)
Czy polecam stosować balsam jako maseczkę? Oczywiście! Zwłaszcza gdy szukacie uspokojenia, ukojenia i nawilżenia cery. Nie są to jakieś długotrwałe, robiące wrażenie efekty, ale jako posiadaczka mocno przetłuszczającej się skóry zdecydowanie posiadam zbyt dużo produktów mocno oczyszczających i wysuszających więc tego typu kosmetyk w mojej kosmetyczce to coś czego zdecydowanie potrzebowałam.
![]() |
Źródło |
Jeden z najlepszych kosmetyków do usuwania makijażu oraz mycia twarzy jaki miałam! Tak właśnie podsumuję recenzję Oᴀᴛ Cʟᴇᴀɴsɪɴɢ Bᴀʟᴍ od Tʜᴇ Iɴᴋᴇʏ Lɪsᴛ. Skuteczny, delikatny, tani oraz posiadający fajne, pomysłowe opakowanie. Zdecydowanie polecam każdemu mimo iż producent zaleca go głównie cerze normalnej oraz wrażliwej. Ja na przykład bardzo nie lubię się z olejkiem ze słodkich migdałów, a tutaj mimo iż jest na pierwszym miejscu w składzie wcale nie robi mi krzywdy. Kolejny raz muszę napisać, że gdybym nie była uzależniona od testowania nowych kosmetyków to ten produkt na pewno zagościłby w mojej łazience na bardzo długo. Polecam raz jeszcze!
Skład: Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Cetearyl Alcohol, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Avena Sativa (Oat) Kernel Oil, Candelilla Cera (Cire de candelilla), Silica, Sorbitan Stearate, Tribehenin, PEG-60 Almond Glycerides, Avena Sativa (Oat) Kernel Flour, Aqua (Water/Eau), Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Lecithin, 1,2-Hexanediol, Ascorbyl Palmitate, Tocopherol, Biosaccharide Gum-4, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil.
piątek, 6 marca 2020
Bᴇᴀᴜᴛʏ Bᴀʏ od teraz nie będzie się już Wam kojarzyć tylko ze stroną gdzie wpadacie zgrzeszyć i kupić nowe produkty takie jak palety cieni, pielęgnacje czy kosmetyki do włosów. Całkiem niedawno wypuścili swoją własną linię produktów do skóry twarzy, którą cechują przede wszystkim przystępne, niskie ceny. I tutaj dopiero zaczyna się lista zalet, bo poza tym przy ich produkcji nie cierpią zwierzęta, posiadają przyjazne dla środowiska opakowania oraz są odpowiednie dla wegan. Co więcej do ich promowania nie zostały wynajęte tylko modelki z idealnie gładką, pozbawioną niedoskonałości cerą za którą stoją soki z jarmużu pite pięć razy dziennie, dieta przygotowana przez specjalistów i zabiegi warte miliony. W końcu mamy okazję popatrzeć na skórę, która ma pory, łuszczy się oraz męczy z okropnym trądzikiem. Wreszcie też wystarczy spojrzeć na opakowanie i już wiemy, że mamy do czynienia z rozświetlającym serum, złuszczającym tonikiem czy nawilżającym kremem, a nie kwasem ferulowym w połączeniu z resweratrolem co niewiele mówi osobie, która zupełnie się na składach nie zna. I to jeszcze nie koniec. Nie wiecie, który produkt najbardziej będzie odpowiadał potrzebom Waszej cery? Wystarczy, że wejdziecie na stronę Beauty Bay i zaznaczycie z jakimi problemami skóry się borykacie na co dzień (rozszerzone pory, zbyt duża produkcja sebum, łuszczenie, wrażliwość, zmarszczki itp) i w kilka sekund dostaniecie pełną listę produktów, które pomogą Wam się z nimi wszystkimi uporać! Czy można prościej? Raczej nie. Każdy znajdzie kosmetyk dla siebie, a w nim "udowodnione klinicznie formuły i składniki aktywne". Dziś opowiem o moim całym miesiącu z rutyną pielęgnacyjną od Beauty Bay Skincare odpowiednią dla skóry tłustej i trądzikowej. Czy jest się czym zachwycać?
Niby żel do mycia twarzy, a jednak zachowuje się bardziej jak mleczko czy raczej krem. Zapakowany został w bardzo wygodną buteleczkę z pompką, która nigdy nie sprawia problemów i dozuje odpowiednią ilość produktu. Jego zapach przypomina mi jakiś naturalny olej czy masło, ale wciąż nie mogę skojarzyć co dokładnie czuję. Nie musicie się jednak martwić, że są to jakieś niepotrzebne substancje zapachowe, które spokojnie każdy producent mógłby sobie podarować. Kosmetyk naprawdę bardzo dobrze sobie radzi ze zmyciem makijażu, nie podrażniając przy tym oczu i nie wysuszając skóry. Co więcej po jego zmyciu mam wrażenie, że właśnie posmarowałam twarz jakimś porządnym kremem nawilżającym. Jest tak niesamowicie gładka i miękka. Gdy dodacie do "żelu" odrobinę wody od razu zamienia się w mleczko i dzięki temu super łatwo mogę je usunąć. Oczywiście nie ma tutaj mowy o żadnej pianie oraz uczuciu ściągnięcia cery po każdym myciu. W jego składzie znajdziecie prebiotyki (Alpha-Glucan Oligosaccharide), glicerynę oraz olej z awokado, który może zapychać, ale u siebie niczego takiego nie odnotowałam. Kosmetyk zaleca się stosować zarówno na sucho jak i na mokro, rano czy wieczorem. Według mnie to jeden z najłagodniejszych produktów myjących jakie znam. Zdecydowanie polecam!
Skład:
Aqua (Water), Glycerin, Avocado Oil Polyglyceryl-6 Esters, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Panthenol, Phenoxyethanol, Caprylic/Capric Triglyceride, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Maltodextrin, Sorbitan Isostearate, Polysorbate 60, Gluconolactone, Ethylhexylglycerin, Disodium EDTA, Biosaccharide Gum-1, Tasmannia Lanceolata Leaf Extract, Syzygium Luehmannii Fruit Extract, Kunzea Pomifera Fruit Extract
Acid Trip Exfoliating Toner (6.75 GBP)
Tym razem mamy butelkę, której górę należy przekręcić by naszym oczom ukazała się dziurka pozwalająca wylać tonik na wacik. Może wydawać się, że w ten sposób łatwo zmarnować produkt, ale nic z tych rzeczy. Jest ona optymalnej wielkości i nie sprawia żadnych problemów. Po przetarciu twarzy tonikiem zdecydowanie wyczuwalna jest lekko lepka warstwa jak przy większości tego typu kosmetyków. Przez pierwsze dwa dni jego stosowania moja skóra chwilę po aplikacji była zaczerwieniona i chociaż mnie nie piekła gdyby reakcja ta utrzymywała się cały czas, zdecydowanie zrezygnowałabym ze stosowania tego produktu. Na szczęście jednak nie trwało to długo i szybko zapomniałam o przykrych skutkach ubocznych. Myślę, że winić tutaj należy aż trzy rodzaje kwasów: glikolowy, mlekowy oraz glukonolakton (PHA), ale nie samą ich zawartość. Producent mógł natomiast już darować sobie kwas cytrynowy, olejek ze skórki pomarańczy, oczar wirginijski czy podrażniający limonen. Raczej nie polecałbym tego produktu wrażliwcom, choć oczywiście na opakowaniu znajdziecie informacje by nie aplikować kosmetyku na podrażnioną cerę, zrobić test przed jego użyciem, przestać stosować gdy tylko poczujecie dyskomfort oraz nie łączyć go witaminą z C, retinolem lub innymi kwasami. Na szczęście też wspomina o aplikacji kremu z SPF gdy tylko sięgamy po ten produkt wieczorem.
Regularne stosowanie tego toniku na pewno pomogło mi trzymać w ryzach mój trądzik, poza tym skóra była gładka, bardziej rozświetlona i miękka. Niestety nie kupiłabym go ponownie, bo mimo iż kosztuje niewiele posiada za dużo substancji mogących wywołać podrażnienie i uważam, że na rynku obecnie można kupić o wiele lepsze tego typu produkty w podobnej cenie.
Skład:
Od kiedy odkryłam, że moje wypryski nie mają szans z Sudocremem (link do posta na samym dole) to rzadko już sięgam po inne produkty aplikowane punktowo. Zwłaszcza, że po plasterkach często zostają mi trudne do usunięcia plamy. Przez cały czas testowania pielęgnacji od Beauty Bay na szczęście tylko raz miałam okazję zaaplikować ich Blemish Sticker, które ku mojemu zaskoczeniu zadziałały świetnie i to bez skutków ubocznych! W opakowaniu znajdziecie naprawdę sporą ilość różnej wielkości plasterków (72 sztuki), świetnie przylegających do skóry i przez całą noc pozostających na swoim miejscu. Od innych tego typu produktów wyróżniają się tym, że zawierają tylko i wyłącznie Hydrocolloid (hydrokoloid). Składnik ten nie jest substancją, która ma za zadnie uleczyć wyprysk tak jak w przypadku tych, które zawierają na przykład kwas salicylowy czy olejek z drzewa herbacianego, a raczej wchłania on płyny oraz ropę bez wysuszania otaczającej go skóry. Oryginalnie został wynaleziony właśnie do leczenia ran. Przyda się więc bardziej do tych podskórnych, zawierających płyny wyprysków niż malutkich, czerwonych plamek. Osobiście uważam, że to jedne z najlepszych plasterków jakie miałam i cieszę się iż posiadam taki ich zapas, chociaż mam nadzieję, że nie będę musiała sięgać po ten produkt zbyt często.
Skład:
Opakowanie serum to plastikowa buteleczka ze szklaną pipetą. Nie miałam nigdy problemu z wydobyciem produktu, ale przeszkadza mi trochę fakt, że praktycznie wszystkie kosmetyki z serii SkinHit wyglądają tak samo i naprawdę ciężko jest je odróżnić od siebie gdy stoją na łazienkowej półce. Rozumiem również, że mało transparentne opakowanie ma chronić jego zawartość przed niszczycielskim światłem, ale wolałabym jednak kontrolować zużycie produktu i wiedzieć ile go jeszcze zostało co w tym przypadku jest trudne. Poza tym jest to jedno z niewielu serum z witaminą C, które ma tak wspaniałą, leciutką konsystencję o lekko pomarańczowym odcieniu. Przypomina mi ona trochę kwas hialuronowy, bez uczucia tłustości i obciążenia cery. Wystarczy porządnie rozsmarować jego niewielką ilość na twarzy, a wchłonie się w mig i pozostawi po sobie jedynie miękką oraz gładką cerę.
W składzie produktu nie znajdziecie czystej witaminy C, a raczej kwas askrobinowy, który jest łagodniejszy oraz bardziej stabilny. Ma on też możliwość przenikania w głębsze warstwy skóry i często stosuje się go w kosmetykach na przebarwienia. Niestety producent nie podaje na opakowaniu stężenia tej substancji co w tych czasach można uznać za podejrzane, a na pewno trochę rozczarowujące. Poza tym peptyd, który dodano do tego serum to niskocząsteczkowy Acetyl Hexapetide-1, umieszczony nieco na końcu składu. Pomaga on naszej skórze lepiej bronić się przed zanieczyszczeniami środowiska, koi oraz stymuluje syntezę melaniny.

Bardzo lubię to serum, bo jest lekkie, faktycznie nadaje blasku skórze, wygładza oraz sprawia iż jest ona super mięciutka. Świetnie też nadaje się do stosowania pod filtr SPF nie wpływając w żaden sposób na trwałość mojego podkładu. Jeśli chodzi jednak o przebarwienia to niestety produkt nie dał sobie z nimi rady ani trochę. Oczywiście rozumiem, że tego typu efekty osiąga się przy kuracji dłuższej niż miesiąc, ale tutaj naprawdę nie odnotowałam choćby najmniejszej zmiany. Mimo wszystko za taką cenę, działanie, brak pomarańczowego zabarwienia cery, delikatność oraz co najważniejsze brak tłustości polecam to serum jako jedne z najlepszych kosmetyków z witaminą C jakie miałam.
Tak jak wyżej wspominałam wszystkie sera z tej serii posiadają identyczne opakowania: plastikowe buteleczki ze szklaną pipetą. Tym razem jednak mamy do czynienia z błękitną konsystencją, ale równie lekką i żelową. Produkt bardzo szybko się wchłania bez pozostawiania nieprzyjemnej, tłustej warstwy. W jego składzie znajdziemy 10% niacynamidu pomagającego w walce z nadprodukcją sebum oraz miedź, która jest tu sprawcą tego pięknego, lagunowego odcienia serum. Wspomaga ona procesy regeneracyjne skóry, gojenie się ran i zapobiega powstawaniu blizn. Nie tylko lekko złuszcza, ale też nawilża oraz wiąże wilgoć w naskórku. Chciałabym jeszcze wytknąć, że skoro mamy serum kojące (soothing serum) to producent mógłby sobie podarować ten dodatek oleju miętowego, który fakt znajduje się na końcu składu, ale wciąż może podrażniać wrażliwą skórę.

Działanie produktu także oceniam jako bardzo dobre. Podczas jego stosowania nie miałam żadnych niedoskonałości, skóra również była gładka oraz miękka. Tak jak wyżej wspomniałam stosując całą pielęgnację od Beauty Bay nie borykałam się z dużą ilością wyprysków, ale gdy czasami pojawiały się małe krostki to serum pomagało mi je zlikwidować. Kolejny raz zdecydowanie jestem na tak, choć ostrzegam, że nie stosowałam tego kosmetyku na pokrytą trądzikiem oraz mocno zapchaną, wymagającą skórę.
Produkt ten zapoczątkował moją miłość do maseczek z kwasami! Umieszczony został w słoiczku tak jak większość tego typu kosmetyków. Posiada on naprawdę fajny, gliniany kolor i uwielbiam aplikować go na moją twarz! Początkowo daje przyjemne uczucie chłodzenia, ale na szczęście nie odnotowałam żadnego szczypania i podrażnienia mimo iż moja cera obecnie jest bardzo wrażliwa. Oczywiście zawartość glinki powoduje szybkie zasychanie kosmetyku, należy go więc co jakiś czas zwilżać hydrolatem lub wodą termalną, ale jeśli nie macie na to ochoty producent poleca zmieszać odrobinę produktu choćby z wyżej wspomnianymi serami. Przy okazji też usprawniając jego działanie uderzając w te potrzeby skóry, które w danej chwili pragniemy zaspokoić.
Maseczkę zostawiam na mojej twarzy dłużej niż zaleca to producent (10-15 min), bo zwyczajnie uważam, że kwasy potrzebują więcej czasu by odnotować jakiekolwiek ich działanie. Po naprawdę ekspresowym usunięciu produktu z twarzy odsłaniam rozświetloną, odświeżoną, miękką, oczyszczoną oraz gładką cerę. Nie jest ona zbyt sucha i ściągnięta, świetnie więc aplikuje się na nią makijaż, który wygląda wtedy dużo lepiej. Uważam, że kosmetyk ten stosowany regularnie 2 lub 3 razy w tygodniu naprawdę może pomóc w walce z trądzikiem i niedoskonałościami.
Nie będę kłamać, że Skin Fixer Clay Mask to jakaś rewolucja i musicie ją mieć, ale uważam, że ma sporo zalet. Chociażby fakt iż jest jej w opakowaniu naprawdę sporo, starcza więc na dłużej, działa super oraz kosztuje naprawdę niewiele. Jak dla mnie super!
______________________________________
Moja rutyna pielęgnacyjna podczas stosowania wszystkich wyżej wymienionych produktów:
Rano:
Gdybym nie miała obsesji na punkcie testowania nowych kosmetyków to spokojnie mogłabym zostać przy tym zestawie i cieszyłabym się pozbawioną wyprysków, gładką oraz rozświetloną cerą. Jedynie tonik zamieniłabym na ten glikolowy od The Ordinary. Poza tym uważam, że cała ta rutyna pielęgnacyjna od Beauty Bay, która kosztowała naprawdę niewiele ( 38 GBP za 6 produktów) mimo iż nie dała mi żadnych spektakularnych efektów, trzymała z daleka wypryski, pomogła rozświetlić, ale też wygładzić skórę i dzięki niej wyglądała ona po prostu lepiej oraz zdrowiej. Jak dla mnie super!
Regularne stosowanie tego toniku na pewno pomogło mi trzymać w ryzach mój trądzik, poza tym skóra była gładka, bardziej rozświetlona i miękka. Niestety nie kupiłabym go ponownie, bo mimo iż kosztuje niewiele posiada za dużo substancji mogących wywołać podrażnienie i uważam, że na rynku obecnie można kupić o wiele lepsze tego typu produkty w podobnej cenie.
Skład:
Aqua, Glycerin, Glycolic Acid, Sodium Hydroxide, Gluconolactone, Lactic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Maltodextrin, Biosaccharide Gum-1, Butylene Glycol, Citric Acid, Citrus Sinensis (Sweet Orange) Peel Oil, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Leaf Extract, Limonene.
Dot-A-Spot Blemish Sticker (5.95 GBP)
Od kiedy odkryłam, że moje wypryski nie mają szans z Sudocremem (link do posta na samym dole) to rzadko już sięgam po inne produkty aplikowane punktowo. Zwłaszcza, że po plasterkach często zostają mi trudne do usunięcia plamy. Przez cały czas testowania pielęgnacji od Beauty Bay na szczęście tylko raz miałam okazję zaaplikować ich Blemish Sticker, które ku mojemu zaskoczeniu zadziałały świetnie i to bez skutków ubocznych! W opakowaniu znajdziecie naprawdę sporą ilość różnej wielkości plasterków (72 sztuki), świetnie przylegających do skóry i przez całą noc pozostających na swoim miejscu. Od innych tego typu produktów wyróżniają się tym, że zawierają tylko i wyłącznie Hydrocolloid (hydrokoloid). Składnik ten nie jest substancją, która ma za zadnie uleczyć wyprysk tak jak w przypadku tych, które zawierają na przykład kwas salicylowy czy olejek z drzewa herbacianego, a raczej wchłania on płyny oraz ropę bez wysuszania otaczającej go skóry. Oryginalnie został wynaleziony właśnie do leczenia ran. Przyda się więc bardziej do tych podskórnych, zawierających płyny wyprysków niż malutkich, czerwonych plamek. Osobiście uważam, że to jedne z najlepszych plasterków jakie miałam i cieszę się iż posiadam taki ich zapas, chociaż mam nadzieję, że nie będę musiała sięgać po ten produkt zbyt często.
Skład:
Hydrocolloid
SkinHit Brightening Serum (6.50 GBP)| Serum z witaminą C i peptydami
W składzie produktu nie znajdziecie czystej witaminy C, a raczej kwas askrobinowy, który jest łagodniejszy oraz bardziej stabilny. Ma on też możliwość przenikania w głębsze warstwy skóry i często stosuje się go w kosmetykach na przebarwienia. Niestety producent nie podaje na opakowaniu stężenia tej substancji co w tych czasach można uznać za podejrzane, a na pewno trochę rozczarowujące. Poza tym peptyd, który dodano do tego serum to niskocząsteczkowy Acetyl Hexapetide-1, umieszczony nieco na końcu składu. Pomaga on naszej skórze lepiej bronić się przed zanieczyszczeniami środowiska, koi oraz stymuluje syntezę melaniny.
Bardzo lubię to serum, bo jest lekkie, faktycznie nadaje blasku skórze, wygładza oraz sprawia iż jest ona super mięciutka. Świetnie też nadaje się do stosowania pod filtr SPF nie wpływając w żaden sposób na trwałość mojego podkładu. Jeśli chodzi jednak o przebarwienia to niestety produkt nie dał sobie z nimi rady ani trochę. Oczywiście rozumiem, że tego typu efekty osiąga się przy kuracji dłuższej niż miesiąc, ale tutaj naprawdę nie odnotowałam choćby najmniejszej zmiany. Mimo wszystko za taką cenę, działanie, brak pomarańczowego zabarwienia cery, delikatność oraz co najważniejsze brak tłustości polecam to serum jako jedne z najlepszych kosmetyków z witaminą C jakie miałam.
Skład: Aqua (Water), Propanediol, Caprylic/Capric Triglyceride, Ascorbyl Glucoside, Sodium Citrate, Phenoxyethanol, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Sodium Hydroxide, Xanthan Gum, Canola Oil, Ethylhexylglycerin, Disodium EDTA, Polysorbate 60, Sorbitan Isostearate, 1,2-Hexanediol, Daucus Carota Sativa (Carrot) Seed Oil, Acetyl Hexapeptide-1, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Beta-Carotene, Tocopheryl Acetate, Daucus Carota Sativa (Carrot) Root Extract
SkinHit Soothing Serum (5 GBP)| Serum z niacynamidem i miedzią
Tak jak wyżej wspominałam wszystkie sera z tej serii posiadają identyczne opakowania: plastikowe buteleczki ze szklaną pipetą. Tym razem jednak mamy do czynienia z błękitną konsystencją, ale równie lekką i żelową. Produkt bardzo szybko się wchłania bez pozostawiania nieprzyjemnej, tłustej warstwy. W jego składzie znajdziemy 10% niacynamidu pomagającego w walce z nadprodukcją sebum oraz miedź, która jest tu sprawcą tego pięknego, lagunowego odcienia serum. Wspomaga ona procesy regeneracyjne skóry, gojenie się ran i zapobiega powstawaniu blizn. Nie tylko lekko złuszcza, ale też nawilża oraz wiąże wilgoć w naskórku. Chciałabym jeszcze wytknąć, że skoro mamy serum kojące (soothing serum) to producent mógłby sobie podarować ten dodatek oleju miętowego, który fakt znajduje się na końcu składu, ale wciąż może podrażniać wrażliwą skórę.
Działanie produktu także oceniam jako bardzo dobre. Podczas jego stosowania nie miałam żadnych niedoskonałości, skóra również była gładka oraz miękka. Tak jak wyżej wspomniałam stosując całą pielęgnację od Beauty Bay nie borykałam się z dużą ilością wyprysków, ale gdy czasami pojawiały się małe krostki to serum pomagało mi je zlikwidować. Kolejny raz zdecydowanie jestem na tak, choć ostrzegam, że nie stosowałam tego kosmetyku na pokrytą trądzikiem oraz mocno zapchaną, wymagającą skórę.
Skład: Aqua (Water), Niacinamide, Propanediol, Sodium Citrate, Xanthan Gum, Copper PCA, Zinc PCA, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Disodium EDTA, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil, Mentha Piperita (Peppermint) Oil
Skin Fixer Clay Mask (7.50 GBP) | Maseczka z glinką i kwasami PHA
Produkt ten zapoczątkował moją miłość do maseczek z kwasami! Umieszczony został w słoiczku tak jak większość tego typu kosmetyków. Posiada on naprawdę fajny, gliniany kolor i uwielbiam aplikować go na moją twarz! Początkowo daje przyjemne uczucie chłodzenia, ale na szczęście nie odnotowałam żadnego szczypania i podrażnienia mimo iż moja cera obecnie jest bardzo wrażliwa. Oczywiście zawartość glinki powoduje szybkie zasychanie kosmetyku, należy go więc co jakiś czas zwilżać hydrolatem lub wodą termalną, ale jeśli nie macie na to ochoty producent poleca zmieszać odrobinę produktu choćby z wyżej wspomnianymi serami. Przy okazji też usprawniając jego działanie uderzając w te potrzeby skóry, które w danej chwili pragniemy zaspokoić.
Maseczkę zostawiam na mojej twarzy dłużej niż zaleca to producent (10-15 min), bo zwyczajnie uważam, że kwasy potrzebują więcej czasu by odnotować jakiekolwiek ich działanie. Po naprawdę ekspresowym usunięciu produktu z twarzy odsłaniam rozświetloną, odświeżoną, miękką, oczyszczoną oraz gładką cerę. Nie jest ona zbyt sucha i ściągnięta, świetnie więc aplikuje się na nią makijaż, który wygląda wtedy dużo lepiej. Uważam, że kosmetyk ten stosowany regularnie 2 lub 3 razy w tygodniu naprawdę może pomóc w walce z trądzikiem i niedoskonałościami.
Nie będę kłamać, że Skin Fixer Clay Mask to jakaś rewolucja i musicie ją mieć, ale uważam, że ma sporo zalet. Chociażby fakt iż jest jej w opakowaniu naprawdę sporo, starcza więc na dłużej, działa super oraz kosztuje naprawdę niewiele. Jak dla mnie super!
Skład: Aqua, Kaolin, Glycerin, Bentonite, Citric Acid, Gluconolactone, Phenoxyethanol, Maltodextrin, Disodium EDTA, Ethylhexylglycerin, Biosaccharide Gum-1.
______________________________________
Moja rutyna pielęgnacyjna podczas stosowania wszystkich wyżej wymienionych produktów:
Rano:
- CeraVe Foaming Facial Cleanser
- Beauty Bay SkinHit Brightening Serum
- NIOD Survival 30
Wieczorem:
- Your Good Skin Comforting Gel Cleanser
- Beauty Bay Super Jelly Cleansing Gel
- Beauty Bay Acid Trip Exfoliatnig Toner
- Beauty Bay SkinHit Soothing Serum
Plus dwa lub trzy razy w tygodniu Skin Fixer Clay Mask
________________________________________
Gdybym nie miała obsesji na punkcie testowania nowych kosmetyków to spokojnie mogłabym zostać przy tym zestawie i cieszyłabym się pozbawioną wyprysków, gładką oraz rozświetloną cerą. Jedynie tonik zamieniłabym na ten glikolowy od The Ordinary. Poza tym uważam, że cała ta rutyna pielęgnacyjna od Beauty Bay, która kosztowała naprawdę niewiele ( 38 GBP za 6 produktów) mimo iż nie dała mi żadnych spektakularnych efektów, trzymała z daleka wypryski, pomogła rozświetlić, ale też wygładzić skórę i dzięki niej wyglądała ona po prostu lepiej oraz zdrowiej. Jak dla mnie super!
Produkty, o których wspominam w poście:
KREM ZA 15 ZŁ HITEM DO CERY TŁUSTEJ I TRĄDZIKOWEJ! SUDCOREM NA WYPRSYKI? CZY TO NAPRAWDĘ DZIAŁA?
THE ORDINARY VS CERA TŁUSTA I TRĄDZIKOWA. CZY ZNALAZŁAM COŚ DLA SIEBIE? THE ORDINARY PEELING Z 7% KWASEM GLIKOLOWYM, THE ORDINARY OLEJEK Z WITAMINĄ C I F, THE ORDINARY SERUM POD OCZY Z KOFEINĄ I ZIELONĄ HERBATĄ, THE ORDINARY PEELING KWASOWY AHA 30% + BHA 2%, THE ORDINARY OLEJEK Z NASION OGÓRECZNIKA I THE ORDINARY PEELING Z KWASEM MLEKOWYM I HIALURONOWYM 10%.
YOUR GOOD SKIN COMFORTING GEL CLEANSER- IDEALNY PRODUKT MYJĄCY ZA GROSZE? O TAK!
niedziela, 23 lutego 2020
Czy znalezienie dobrego produktu myjącego do twarzy wciąż jest dla Was nie lada wyzwaniem? Pisząc dobry mam na myśli taki, który usuwa makijaż oraz zanieczyszczenia, ale również nie wysusza skóry i dba o to by była miękka i nawilżona. Wiem iż obecnie ciężko się połapać w tym szalonym świecie żeli do mycia twarzy, pianek, mydeł, pudrów czy olejków, ale dobra wiadomość jest taka, że dziś dużo łatwiej znaleźć swój ideał posiadający wyżej wymienione właściwości, ale i dostępny od ręki oraz kosztujący niewiele. Pisząc post o produktach wartych do nabycia w Anglii (do przeczytania tutaj) wspominałam Wam już o marce Your Good Skin i chociaż zawiodła mnie ich linia przeznaczona do skóry trądzikowej, w której większość produktów zawiera alkohol to jednak uważam, że kosmetyki myjące mają świetne! Dziś opowiem Wam o jednym z nich czyli Comforting Gel Cleanser. Normalnie kosztuje on około 6 GBP, ale bardzo często jest na przecenie za 4.50 lub mniej. Poczytajcie dlaczego warto mu się przyjrzeć.
Balsam umieszczony został w wygodnej, miękkiej, zgrabnej tubce, którą możecie spokojnie postawić na zamknięciu. Kupując go byłam pewna, że posiada żelową konsystencję (Gel Cleanser), lekką i rzadką. Nic bardziej mylnego. Według mnie zachowuję się on bardziej jak balsam myjący, przypominając mi trochę maść, ale w kontakcie z ciepłem ciała idealnie się rozsmarowuje, a przy spotkaniu z wodą zmienia w mleczko niezwykle łatwe do usunięcia. W tym przypadku nie liczyłabym na morze piany i skrzypiącą z czystości skórę co akurat działa na jego korzyść. "Żel" ten wolny jest od silnych, podrażniających środków myjących jak SLS i niepotrzebnych substancji zapachowych. Swoją drogą nie wyczułam żeby miał jakąkolwiek woń więc będzie świetnym kompanem wrażliwych nosów. W jego składzie znajdziecie również witaminę C, pantenol, ekstrakt z zielonej herbaty, bisabolol ( działa przeciwzapalnie i przeciwgrzybicznie) oraz olejek ze słodkich migdałów.
Produkt ten należy stosować na suchą skórę co wydaje się bardzo dziwne w przypadku żelu do mycia twarzy. Próbowałam też używać go gdy twarz była już mokra, ale wtedy miałam wrażenie iż nie domywa dobrze, a ja właśnie odebrałam mu cały jego potencjał. Tak jak wyżej wspomniałam balsamem wystarczy chwilę masować twarz by zmienił się w olejek i rozpuścił wszystkie zanieczyszczenia oraz makijaż. Można oczywiście usunąć go przy pomocy wody, ale ja bardziej preferuję ściereczki z mikrofibry, które moim zdaniem robią to szybciej i dokładniej. W życiu bym się nie spodziewała, że nazwę tak kosmetyk za kilka funtów, ale jest to zdecydowanie jeden z najlepszych produktów myjących jakie znam! Naprawdę świetnie radzi sobie z usunięciem wszystkiego czego chcemy się pozbyć podczas pierwszego kroku w wieczornej rutynie pielęgnacyjnej, ale bez podrażniania skóry i niepotrzebnego jej wysuszania. Cera po jego zastosowaniu jest mięciutka oraz gładka jakbym właśnie co zaaplikowała na nią krem nawilżający. Jedyne nad czym ubolewam to fakt, że jako jeden z niewielu cudownie pozbywa się tuszu do rzęs, ale robi to w taki sposób, że przy okazji powoduje też pieczenie oczu, przed czym oczywiście producent ostrzega na opakowaniu więc nie mam mu tego za złe.
Tak naprawdę nie mam nic więcej do dodania prócz tego, że w asortymencie marki Your Good Skin znajdziecie również balsam myjący oznaczony już jako Hot Cloth Cleanser (8.99 GBP) czyli kosmetyk typowo stworzony do zmycia ściereczką, który opisywany jest jako zamiennik jednego z najsłynniejszych tego typu produktów w UK czyli Liz Earle Cleanse & Polish Hot Cloth Cleasner (więcej informacji tutaj). Bez chwili zastanowienia jednak z całego serca polecam Comforting Gel Cleanser praktycznie każdemu, bo działa świetnie, kosztuje niedużo i jeśli mieszkacie w UK to dostępny jest od ręki w Bootsie, bardzo często na przecenie. Czego chcieć więcej?
Skład: Isononyl Isononanoate, Caprylic/Capric Triglyceride, Isohexadecane, Glycerin, Aqua (Water), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Dimethicone, Sucrose Stearate, Sucrose Laurate, Betaine, Panthenol, Ascorbyl Palmitate, Bisabolol, Phenoxyethanol, Camellia Sinensis Leaf Extract.
środa, 19 lutego 2020
Krem ochronny na odparzenia, który aplikuje się na pupy niemowlaków. Nie wiem jak w Polsce, ale jeśli mieszkacie w UK i macie dzieci to na pewno znacie słynny Sudocrem polecany przez położne oraz większość mam, które znam. Ma on szereg różnych zastosowań, ale czy wiecie, że może pomóc pozbyć się niedoskonałości? Tak, zgadza się. Ten biały, gęsty, tłusty krem to naprawdę świetny pogromca podskórnych, bolących zmian oraz wyprysków. Sama dosyć sceptycznie podchodziłam do pomysłu aplikowania tego produktu na twarz i choć zdawałam sobie sprawę, że faktycznie może działać przez długi czas jedynie planowałam wypróbować ten patent. I wiecie co? To działa! Działa tak dobrze, że do tej pory żaden plasterek, maść czy inny punktowy kosmetyk nie dały mi aż tak spektakularnych efektów! W przypadku małych wyprysków wystarczy jedna noc, a te bolące walczą tylko może dzień dłużej, a później również się poddają! W jaki sposób zatem aplikować Sudocrem? Gdzie tkwi jego sekret? Zaraz postaram się Wam odpowiedzieć na te pytania.
Sudocrem to krem antyseptyczny (zapobiegający rozwojowi bakterii), który według producenta świetnie sprawdzi się w przypadku:
- pieluszkowego zapalenia skóry
- odmrożeń
- spierzchniętych ust
- odleżyn
- złagodzenia ugryzień owadów
- podrażnień po depilacji
- opryszczki
- ospy
- łagodzenia stanów zapalnych w przypadku łojotoku oraz trądziku
Co czyni go bohaterem? Skład. To w nim tkwi klucz do rozwiązania naszych wypryskowych koszmarów. Mowa tu głównie o takich substancjach jak:
- Zinc oxide czyli tlenek cynku (15.25%)- posiada właściwości ściągające, łagodzące i ochronne
- Benzyl alcohol czyli alkohol benzylowy (0.39%)- miejscowy środek znieczulający o właściwościach dezynfekujących
- Benzyl benzonate czyli benzoesan benzylu (1.01%)- substancja roztoczobójcza, stosowany często jako środek pediculicydowy (przeciw wszom), odstraszający owady
- Benzyl cinamate czyli cynamonian benzylu (0.15%)- syntezowany z alkoholu benzylowego i kwasu cynamonowego, który ma właściwości antybakteryjne i przeciwgrzybicze
- Lanolin czyli lanolina (4.00%)- przypomina wydzieliny łojowe ludzkiej skóry, zmiękcza, wygładza, natłuszcza
Jak widać krem ten zawiera głównie substancje działające odkażająco, a cynk dodatkowo pomaga w regulacji pracy gruczołów łojowych i absorbowaniu nadmiaru sebum tak ukochanego przez bakterie odpowiedzialne za trądzik. Oj nie lubią się one z produktami działającymi antyseptycznie, bo utrudniają im życie i czynią słabymi, a wtedy już niedaleka droga do zmniejszenia ich populacji.
Czy można aplikować Sudocrem na całą twarz? Tak, choć ja stosuję go tylko punktowo w miejscach gdzie pojawiają się wypryski. Czytałam jednak sporą ilość recenzji, w których dziewczyny traktowały ten produkt jak krem nawilżający, a nawet bazę pod podkład i twierdziły, że spisuje się świetnie w obu przypadkach. A nawet natknęłam się na post dziewczyny pokazującej jak stosowany regularnie przez cały rok usunął prawie kompletnie blizny potrądzikowe (efekty możecie obejrzeć tutaj) ! Osobiście nie czuję potrzeby aby nakładać go w tych celach, ale jeśli ktoś chce spróbować lub twierdzi, że to u niego działa to dlaczego nie? Jedyne co jeszcze rozważam to potraktowanie Sudocremu jako maseczki, którą użyję tylko na strefę T lub miejsca gdzie znajdują się niedoskonałości. A może nawet zostawię go tak na noc?
Zanim jednak sięgniecie po ten cudowny produkt pamiętajcie, że nie wszystkie kosmetyki będą dobre dla każdego. To, że wyżej opisany krem świetnie spisuje się u mnie i wielu innych osób, nie znaczy, że i w Twoim przypadku zadziała tak samo. Przestrzec chcę zwłaszcza osoby, które mają alergię na benzoesan benzylu i cynamonian benzylu przez co oczywiście będą musiały zrezygnować ze stosowania Sudocremu. Jak zawsze przed użyciem nowego kosmetyku zalecam zrobienie testu na skórze, zwłaszcza gdy jest ona podatna na podrażnienia lub skłonna do alergii. Oczywiście aplikowanie go punktowo nie powinno Wam zrobić krzywdy, bardziej obawiałabym się regularnego nakładania kremu na całą twarz.
Jestem pewna, że Sudocrem wyląduje w moich odkryciach roku 2020, bo tylko on potrafi w tak szybki sposób pozbyć się wyprysków z mojej twarzy, a dodatkowo kosztuje naprawdę niewiele (2.99) GBP. Polecam spróbować!
PS: Składy tego kremu są różne w zależności od strony na której się je sprawdzi, więc poniżej zamieszczam ten z mojego słoiczka by nie było wątpliwości o jaką dokładnie wersję mi chodzi :)
PS: Składy tego kremu są różne w zależności od strony na której się je sprawdzi, więc poniżej zamieszczam ten z mojego słoiczka by nie było wątpliwości o jaką dokładnie wersję mi chodzi :)
Skład: Zinc Oxide, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Benzyl Cinnamate, Lanolin, Purified Water, Liquid Paraffin (Heavy), Paraffin Wax, Micro Crystalline Wax, Synthetic Beeswax, Sorbitan Sesquiolate, Propylene Glycol, Antioxidant (citric acid, butylated hydroxanisole (BHA), propyleneglycol), Sodium Benzoate, Linalyl Acetate, Lavendar Fragrance.
Subskrybuj:
Posty (Atom)