Najbardziej oczekiwany podkład roku 2017/ The Ordinary Coverage Foundation/ Podkład The Ordinary- pierwsze wrażenia.


Post nie bez powodu zaczyna się od słów: najbardziej wyczekiwany podkład roku, bo za każdym razem gdy ktoś o nim wspomina pada właśnie ten slogan. Tak jakby sam produkt bez niego nie istniał. Dobre hasło i (prawie) nienaganna reputacja marki stworzyły kolejkę długą na ponad 25 tysięcy osób, które nie mogą doczekać się aż dostaną ich nowość w swoje ręce. The Ordinary wypuszczając produkty do pielęgnacji zdobyła serca setek kobiet, dzięki niskim cenom i mało skomplikowanym składom. Pewnie dlatego tak łatwo daliśmy się przekonać, że ich nowe dziecko, czyli podkłady to produkty, o których śnimy po nocach. Sama wyczekiwałam dnia aż na własnej skórze sprawdzę ich moc i czekanie tygodni na dostawę było dla mnie niczym niekończące się tortury. Na wszelki wypadek zamówiłam dwa odcienie, bo wiedziałam, że zanim podkłady kolejny raz wpadną w moje ręce to znowu miną wieki. Dziś jestem już po pierwszych testach, emocje opadły, a ja na spokojnie i bez uprzedzenia postarałam się wstępnie ocenić działanie wersji kryjącej. Zapraszam więc na najbardziej wyczekiwanych post ostatnich miesięcy, w którym główną rolę gra podkład The Ordinary Coverage Foundation.


Białe, minimalistyczne opakowania zostały zamienione czarnymi, ale wciąż utrzymane są w charakterystycznym dla marki stylu. Ja jestem na tak i zdecydowanie uwielbiam ich design. Obiecywano nam pipetę, którą kocham ja i pewnie wiele z Was też. Oczywiście nie przy każdym produkcie, ale byłam ogromnie ciekawa jak poradzi sobie ona z podkładem. Niestety plany zostały zmienione i otrzymaliśmy pompkę, która też nie jest taka zła, więc narzekać nie będę. No może będę, ale nie na jej sprawność, a na wykonanie. Matowe tworzywo, coś w stylu zamszu, dobrze znane nam z produktów marki NARS. Szybko się brudzi i ciężko czyści (no chyba że znacie sekret, który zdradziłam Wam tutaj), co mi na pewno bardzo przeszkadza i uważam takie rozwiązanie za trochę przekombinowane. Poza tym aplikator można przekręcić i w łatwy sposób zablokować produkt tak by nie rozlał się w kosmetyczce lub toaletce, brudząc wszystko dookoła. Reszta opakowania to przezroczysty, miękki plastik, który pozwala kontrolować zużycie podkładu. Swoją drogą jestem ciekawa czy będę się z niego ścierać te malutkie, czarne literki, ale o tym opowiem następnym razem. 




Produkt ma kremową konsystencję, która niestety lub się mazać i ciężko było mi rozprowadzić ją na twarzy. Próbowałam nałożyć pod podkład dwa różne kremy i za każdym razem było to samo. Co więcej podkreśla on suche skórki, wchodzi w pory oraz nie odpuści żadnej, najmniejszej zmarszczce. Jeśli chodzi o krycie to jest ono znikome. Fanki naturalnego wykończenia będą zadowolone, ale ja jako weteranka, która pół życia smarowała się mocno kryjącymi podkładami po nazwie High- Coverage spodziewałam się czegoś więcej. Oczywiście jestem zadowolona, że uzyskam  dzięki niemu naturalny makijaż bez efektu maski, ale przy trądzikowej cerze i jej gorszych dniach, czasem to za mało. 

Po skończonej aplikacji otrzymamy nieco pudrowe wykończenie, które po czasie znika i twarz nie wygląda już tak sztucznie. Niestety zaraz po pozbyciu się tego problemu przychodzi następny, czyli nieestetyczne świecenie w strefie T. No może nie zaraz, ale jakoś po trzech godzinach, co dla mnie niestety jest marnym wynikiem. Oczywiście próbowałam produkt przypudrować, ale strasznie się on wtedy ściera i na pewno nie wyglądałam dzięki temu lepiej. Pod koniec dnia na mojej twarzy zostaje już tylko kilka plam po podkładzie, które istnieją tylko dlatego, że osadziły się w najbardziej suchych miejscach. Każde dotknięcie niestety sprawia iż produkt znika z cery nie pozostawiając po sobie śladu. Używany codziennie nie zapchał mnie i nie spowodował wysypu. 
Odcień 1.0 P dobry będzie dla bladziochów i chętnie go oddam, bo na pewno nigdy nie dopasuje się do mej skóry. Jaśniejsza już nie będzie :) Natomiast 1.1 P jest nieco ciemniejszy z różowymi tonami i dobrze stapia się z moim naturalnym kolorem twarzy. Jak tylko złapię pierwszą w tym roku opaleniznę będzie jeszcze lepiej :)

Skład: Aqua (Water), Coconut Alkanes, Dimethicone, Isodecyl Neopentanoate, Caprylyl Methicone, Methyl Methacrylate Crosspolymer, Glycerin, Trimethylsiloxysilicate, PEG-9 Polydimethylsiloxyethyl Dimethicone, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Coco Caprylate/Caprate, Cetyl Diglyceryl Tris(Trimethylsiloxy)silylethyl Dimethicone, Sucrose Laurate, Dipropylene Glycol, Polysilicone-11, Tocopherol, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Polyglyceryl-3 Polyricinoleate, Disteardimonium Hectorite, Hectorite, Dimethicone/ Bis-Isobutyl PPG-20 Crosspolymer, Dimethyl Isosorbide, Sodium Chloride, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate, Phenoxyethanol, Chlorphenesin. May Contain +/-: Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499), Tin Oxide, Aluminum Hydroxide, Bismuth Oxychloride (CI 77163), Mica, Triethoxycaprylylsilane.

Na koniec zaznaczam, że jest to tylko wstępna recenzja i postaram się jeszcze przetestować podkład na innych produktach do pielęgnacji oraz po odstawieniu wysuszających kosmetyków antytrądzikowych. Na razie jestem mocno zawiedziona, bo chociaż za taką cenę (ok. 30zł) nie mogę wymagać więcej, to jednak spodziewałam się lepszego działania po “najbardziej oczekiwanym podkładzie roku 2017”. Niestety nie jest on lepszy od drogeryjnych tego typu produktów, a nawet jestem pewna iż spokojnie znalazłabym wśród nich kosmetyk, który rozłożyłby The Ordinary Coverage Foundation na łopatki. Dalej podtrzymuję moją opinię, że produkty tej marki to dobry wybór dla osób, które szukają skutecznych składników i poprawnego działania za niską cenę. Nie nazwałabym ich jednak zamiennikami wypokopółkowych kosmetyków ze świetnymi składami i niezawodnym działaniem...

Też czekacie z utęsknieniem aż podkład pojawi się w polskich sklepach?

PS: Następnym razem pokażę jak podkład prezentuje się na twarzy :)





INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.