Odkryj magiczną moc minerałów dostępnych w Rossmann Polska/ Lorigine MASTER KIT for FACE/ Puder i rozświetlacz



Moja kapryśna i tłusta cera zdecydowanie należy do tych, które potrzebują nieskazitelnego makijażu o gwarantowanej trwałości i matowym wykończeniu w strefie T. Ostatnio też wisienką na torcie okazało się ukrycie rozszerzonych porów i tutaj z pomocą przychodzą mi zawsze dobrze zmielone pudry transparentne. Myślę, że niedługo na blogu zrobię Wam ich małe zestawienie, ale zanim poznacie moich ulubieńców opowiem nieco o dwóch produktach marki Lorigine, która od niedawna zamieszkują naszą ukochaną drogerię Rossmann. Jeśli mnie znacie to już pewnie wiecie iż nie lubię tego całego bałaganu związanego z produktami sypkimi, które za każdym razem gdy odkręcę wieczko fundują mi ścianę pyłu bezwstydnie osiadającego na wszystkich meblach, podłodze i moim prywatnym ubraniu. Jednak zestaw, który dziś Wam pokazuje zawiera kosmetyk, który całkowicie odmienił mój makijaż! Obecnie biorę nawet na siebie to całe ryzyko i pakuję go w ciasną kosmetyczkę, która wraz z walizką przed samym lotem pewnie wykonuje różne ciekawe akrobacje nie do końca polecane tego typu produktom. Post jednak nie będzie całkiem pozytywny, a raczej troszkę słodko-gorzki i zaraz dowiecie się dlaczego :)

Skład: Puder HD:Aluminum Starch Octenylsuccinate,Lauroyl Lysine,Dimethicone / Vinyl Dimethicone Crosspolymer,Dimethylimidazolidinone Rice Starch, Silica

Już samo pudełeczko, w którym znajduje się zestaw Lorigine daje nam wrażenie iż mamy do czynienia z produktem luksusowym, cieszącym oko i kuszącym do zakupu. Wewnątrz umieszczono duży pojemniczek z pudrem oraz sporo mniejszy, zawierający rozświetlacz. W wieczku tego pierwszego możemy się dosłownie przejrzeć podziwiając nasze lico, chociaż przeszkadzać może nieco zdobiąca go nazwa marki. A skoro już o niej mowa to niestety po czasie ściera się i nie wygląda już tak elegancko (buuuu). Co więcej otworki, które pozwalają na wydobycie pudru jak dla mnie są trochę za duże, ale to dosłownie tak odrobinę. Mimo to jest on naprawdę świetnie zmielony i mięciutki niczym puch. Poza tym posiada bardzo delikatny zapach, coś w rodzaju leku czy maści, ale żeby go dla Was opisać musiałam to specjalnie sprawdzić, bo jest tak delikatny iż wcześniej zupełnie go nie odnotowałam, a przecież stosuję ten produkt prawie codziennie. 



Dla jasności najpierw wspomnę, że puder nakładam jedynie na strefę T, pod oczy oraz na policzki, ale tylko w tych miejscach gdzie znajdują się rozszerzone pory. Produkt doskonale je maskuje już za pierwszym dotknięciem. Delikatnie potraktowany nim nos, czoło i broda zdecydowanie dłużej utrzymują na sobie nieskazitelnie prezentujący się makijaż bez świecenia oraz ścierania. Dodatkowo nie przesusza on wrażliwych okolic oczu i doskonale gruntuje nałożony w to miejsce korektor. Oczywiście jak to zwykle bywa w przypadku tego typu produktów początkowo może nieco bielić, ale efekt ten szybko znika pozostawiając po sobie wygładzoną twarz niczym po retuszu w Photoshopie. Czasami nie uda mi się dokładnie odmierzyć optymalnej ilości pudru, ale nawet obficie nałożony nigdy nie sprawił by podkład nieestetycznie się ważył. Zdecydowanie jest on jego sprzymierzeńcem i zawsze robi wszystko by przetrwał jak najdłużej. Dba też nie tylko o makijaż, ale i o cerę, bo nie zapycha jej oraz nie pogarsza i tak już często opłakanego stanu. Mam kilka tego typu produktów na mojej toaletce i chociaż obiecałam Wam ich zestawienie, już teraz muszę się wygadać iż ten od #lorgine jest najlepszy. Mój numer jeden, który na pewno pojechałby ze mną nawet na koniec świata!


Żeby jednak nie było tak słodko muszę dodać wpisowi trochę goryczy. Malutki, zgrabny i bardziej nadający się w podróż rozświetlacz to zdecydowanie czarna owca zestawu. Zaznacza swoją obecność w każdym miejscu, które tylko odwiedzi. Co więcej zawiera naprawdę DUŻE, brokatowe drobinki, w których do twarzy będzie jedynie sylwestrowej nocy. Niestety nie trzymają się one pędzla i nawet jakimś cudem zaaplikowane na twarz osypują się oraz znikają bezpowrotnie. Producent określa swój wyrób jako ten, który ma punktowo podkreślić rzeźbę twarzy. Tandetne złoto żadnej buzi nie nada wyrazistości, a raczej skaże ją na mało wyjściowy, dyskotekowy efekt. Naprawdę nie mam pojęcia co autor miał na myśli tworząc ten produkt, bo ze świecą szukać kogoś kto znalazłby dla niego jakieś przeznaczenie pozwalające zużyć rozświetlacz do ostatniej, brokatowej drobinki. 



Skład rozświetlacz: Calcium Aluminum Borosilicate, Dimethylimidazolidinone Rice Starch, CI 77891, Silica, Nylon-12, Talc, Mica, Tin Oxide

Producent na pudełeczku podkreśla, że jego produkty stworzone zostały według formuły 5 free czyli zero konserwantów, silikonów, składników zapachowych, parabenów i sztucznych barwników. Nie wiem skąd te zapewnienia skoro w pudrze na trzecim miejscu w składzie jest Dimethicone czyli wszystkim dobrze znany silikon?! Trochę to pozostawia niesmak i od razu wszystko co zostało napisane na opakowaniu przestaje mieć dla mnie znaczenie. Mam wręcz wrażenie iż marka z góry zakłada iż trafi na głupców, którym może wmówić co chce. Słabo prawda?




Rzadko się zdarza bym na koniec nie wiedziała co mam Wam powiedzieć, ale tym razem właśnie tak jest. Uwielbiam ten puder! Kocham go i chcę by był zawsze ze mną, ale zestaw nie kosztuje mało (89,99 zł), a znajdujący się wewnątrz rozświetlacz do niczego się nie nadaje plus producent podaje nam informacje, które nie są zgodne z prawdą. No i powiedzcie same: kupować czy nie? :)


INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.