Regularność przedstawiania Wam nowości Rossmanna zdecydowanie zaczęła kuleć, sypać się i błagać o jakieś uporządkowanie lub chociaż zmianę w sposobie demonstrowania. A wszystko powinno odbywać się szybko, krótko i cyklicznie. Od dziś będę przybliżać Wam zawartość pudełka zanim wyrobię sobie konkretną opinię o każdym produkcie, bo rozgrzebanie wszystkich kosmetyków i roznoszenie ich po domu zdecydowanie utrudnia późniejszą spójną recenzje. Najbardziej interesujące Was nowości postaram się po czasie opisać osobno lub chociaż podzielić na kilka postów. Myślę, że ta metoda pomoże w zachowaniu ciągłości i dzięki niej pokażę faktycznie najnowsze produkty, które jeszcze nie zostały obgadane oraz nie zdążyły wpisać się na listę spamu. Chętnie odpowiem na każde pytanie, rozwieję wątpliwości i podpowiem jaki kosmetyk najbardziej się opłaca wybrać. Najpierw jednak sprawdźcie co znajduje się w marcowym pudełku Nowości Rossmanna.
Mincer Pharma/ Neo Hyaluron/ Ampułka Hydroliftingująca
Kartonik informuje nas, że ampułka przeznaczona jest do cery dojrzałej oraz odwodnionej. Wiecie jednak, że dzielenie kosmetyków na pory roku czy wiek zupełnie mnie nie interesuje. Większą uwagę skupiam na składzie, a ten wygląda naprawdę ciekawie. Kwas hialuronowy można spotkać praktycznie na podium, a do tego całość stanowi jedynie kilka pozycji. Pierwsze wrażenia oceniam bardzo pozytywnie. Ampułka jest lekka, szybko się wchłania i pozostawia skórę niezwykle miękką. To może być hit :)
Mincer Pharma/ Neo Hyaluron/ Silnie odmładzający krem na dzień i na noc
Silne odmłodzenie na szczęście jeszcze nie jest mi potrzebne, a już na pewno chcę trzymać się z daleka od treściwych i gęstych kremów. Skład produktu też oceniam całkiem dobrze, ale posiada on zdecydowanie za dużo komedogennych substancji dlatego powędrował do siostry. Słoiczek, który wypełnia to naprawdę eleganckie i zgrabne opakowanie, chociaż ostatnio taka forma aplikacji niezmiernie mnie irytuje. Pozostaje tylko poczekać aż siostra go oceni :)
Hada Labo Tokyo/ 3D Lifting Mask/ Maska liftingująca na twarz i szyję
Opis maski, opakowanie i szata graficzna naprawdę mogą zawrócić w głowie. I do tego stopnia, że skład od razu przestaje się liczyć, a my jesteśmy w stanie przymknąć na niego oko. Jestem ogromnie ciekawa jej działania, chociaż substancje, które zawiera raczej nie nastrajają bardzo pozytywnie, a wychwalany kwas hialuronowy to dopiero dziesiąte miejsce w składzie. Jeszcze jej nie będę oceniać, jeszcze nic nie mówię. Na pewno napiszę o maseczce więcej w osobnym poście.
AA Creamy Butters/ Odżywczy balsam do ciała z masłem Murumuru
Z murumuru spotykam się pierwszy raz i do momentu otrzymania pudełka nie wiedziałam nawet o jego istnieniu. Oczywiście masło znajduje się dopiero na dziesiątym miejscu w składzie, a główne skrzypce gra oszustka parafina. Nie jest to jakiś innowacyjny i wzbudzający zachwyt balsam, ale szybko się wchłania, fajnie wygładza i całkiem przyjemnie pachnie. Osobiście spodziewałam się czegoś słodkiego, ciężkiego i duszącego za co obwiniać można tytuł: masło. W zamian dostałam zaskakującą świeżość i soczystą woń świeżego agrestu. Nie jest najgorszy, ale w pielęgnacji ciała raczej preferuję całkowitą naturalność.
AA Creamy Butters/ Emulsja z masłem Murumuru
Kolejny produkt to kompan wyżej wymienionego balsamu i tak jak jego poprzednik również zawiera w swoim składzie egzotyczne murumuru. Tutaj znajdziecie je już na ósmym miejscu w składzie, co wciąż nie bardzo mnie satysfakcjonuje. Oba produkty testuję w tym samym czasie tylko dlatego, że muszę im wystawić opinię, bo podwójne uderzenie agrestowej woni to zdecydowanie za dużo. Oczywiście nie zdziwicie się jak napiszę Wam, że wystarczy odrobina by uzyskać gęstą, mięciutką piankę za co oczywiście odpowiada wszędobylski składnik SLS. Emulsja według mnie to taki przejściowy produkt, który dziś jest, a jutro odchodzi i nikomu nie jest z tego powodu smutno. Mi na pewno nie będzie.
Miałam przyjemność kilka razy testować żele do mycia ciała marki Apart i nie wywołały u mnie zachwytu oraz nie zapisały się w mojej pamięci jako kosmetyki warte uwagi. Byłam bardzo zaskoczona widząc, że producent obiecuje nam mydło do rąk zawierające kwas hialuronowy. Niestety nawet w czasach maseczek w płachcie dostępnych od ręki i urządzeń, które same myją twarz, mam wrażenie iż mydła wciąż dostają za mało uwagi. Na mojej liście nieustannie widnieją te naturalne, które mam zamiar wypróbować w najbliższej przyszłości. Póki nie przywędrują do mojej łazienki to od Apart muszę mianować najlepszym jakie miałam okazję testować. Co prawda zawiera ono kontrowersyjny Sodium Coco-Sulfate, ale obiecany kwas hialuronowy to czwarte miejsce w składzie co uważam za całkiem dobry wynik. Na pewno nie okrzyknę mydła ósmym cudem świata, ale uważam je za całkiem fajny, ładnie pachnący produkt, który chętnie kupiłabym raz jeszcze.
Perfecta/ Glinkowy enzymatyczny peeling stop naczynkom
Ostatnio szczerą miłością obdarzam enzymatyczne peelingi. Co prawda nie jestem posiadaczką cery naczynkowej, ale nie pogardzę obiecanym ukojeniem oraz wyciszeniem cery. Cieszę się, że wewnątrz szklanego słoiczka ukryty jest mój ukochany olejek z róży. Co prawda znajduje się daleko w składzie, ale swoją obecność ogłasza już kilka sekund po odkręceniu wieczka. Wątpię, że podbije moje serce i usunie w cień inne maseczki, ale chętnie sprawdzę jak się spisze. Dajcie znać czy jesteście ciekawe obszerniejszej recenzji produktu.
Evree Magic Rose/ Różany żel do mycia twarzy
Ten żel był dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo zamiast niego w pudełku powinien znajdować się różany olejek do mycia twarzy tej samej marki. Przypuszczam, że musiała nastąpić jakaś pomyłka, ale na szczęście już została rozwiązana :) Sam produkt oceniam całkiem nieźle, chociaż chyba największy jego plus to różany zapach do którego zdecydowanie mam słabość. Niestety tak jak prawie każdy produkt od Evree okropnie szczypie mnie w oczy i przy każdym myciu mam wrażenie iż za chwilę sobie je wydłubię. Jeszcze nie chce go skreślać, ale nie wiem czy się polubimy.
Sally Hansen/ Hard as Nails/ Xtreme Wear Nail Polish/ 304
Lakiery marki Sally Hansen to zdecydowanie jedne z moich ulubionych. Przeważnie mam kłopoty z utrzymaniem się koloru i po dwóch dniach już muszę sięgać po zmywacz. Mam nadzieję, że seria Xtreme Wear również mnie nie zawiedzie. W jej skład wchodzi 5 lakierów utrzymanych w stylu “Rebel Glam”, a mi trafiła się bardzo optymistyczna, delikatna czerwień.
Tangle Teezer/ The Ultimate
Nie ma chyba produktu, który by tak mnie męczył jak ta szczotka. Tangle Teezer z rączką marzył mi się od kiedy tylko pierwszy raz miałam okazję używać tradycyjnej wersji. Taka innowacja to spełnienie najskrytszych pragnień i znaczne ułatwienie bardzo ważnej czynności jaką jest codzienne szczotkowanie włosów. Miałam jednak wątpliwości, które narodziły się po recenzjach poprzedniej nowości marki (Blow Styling Paddle Brush) i przy każdej wizycie w drogerii poświęcałam chociaż chwilę na dumanie : kupić czy nie kupić? Oto jest pytanie. Sprawa na pewno miałaby się lepiej gdybym nie posiadała już całkiem sporej kolekcji szczotek pod moim dachem. Na szczęście Rossmann przyszedł mi z pomocą i dziś już nie muszę zastanawiać się czy faktycznie potrzebuje kolejnej sztuki. Pierwsze wrażenia oceniam na więcej niż pozytywne. Jeszcze nic nie chcę zdradzać, ale The Ultimate może odebrać podium tradycyjnej wersji Tangle Teezer i to bezwzględnie.
Myślę, że w tym miesiącu nikt nie powinien mieć problemu ze znalezieniem interesującego produktu. Pozostaje Wam tylko dopisać kolejne kilka pozycji do swojej listy. Koniecznie dajcie znać czy się nie mylę i który kosmetyk zaprowadzi Was wkrótce do drzwi Rossmanna :)