Jest i lipiec! Początek miesiąca przynosi ze sobą najnowsze pudełko nowości Rossmanna. Czerwcowy box tak jak poprzedni wypełniony był nie tylko kosmetykami, ale i środkami czystości czy różnego rodzaju przekąskami. Kolejny raz nie mogę napisać, że czuję się zawiedziona. Nie jestem pewna tylko jednego produktu z całej dziesiątki i obawiam się, że nasze bliższe spotkanie może skończyć się tragicznie dla mojej skóry. Najbardziej ucieszył mnie fakt iż całość stanowi bardzo fajny zbiór kosmetyków, które podążają za trendami. Dzięki nim łatwo rozszyfrowałam iż dobrze nam znane marki nie chcą pozostać w tyle i mocno inspirują się aktualnie panującą modą w pielęgnacji czy też makijażu. Zabrakło mi jedynie produktów do włosów i chyba wtedy każda część ciała byłaby obdarowana. Zapraszam więc do zapoznania się z ciekawą mieszanką kolorówki, kosmetyków do ciała, twarzy oraz jednym produktem przeznaczonym do higieny intymnej. Zaczynamy!
Alterra Antycellulitowy olejek do ciała/Grejpfrut & brzoza bio (klik)
Marka Alterra kojarzy mi się głównie z szamponami, które często chwalicie na swoich blogach. Jeśli mnie pamięć nie myli to kiedyś próbowałam zapoznać się z jednym, ale nasza przygoda nie skończyła się szczęśliwie. W pudełku otrzymałam produkt, który działać ma antycellulitowo, ujędrniać i wygładzać. Wystarczy spojrzeć na skład olejku by go polubić zanim nawet podniesie się wieczko kartonika, w którym mieszka. Jeśli jednak takie wstępne oględziny Wam nie wystarczą to polecam przekręcić delikatnie pompkę kosmetyku i wycisnąć jego odrobinę na ciało. Zapach, który ze sobą przyniesie na pewno usatysfakcjonuje wszystkich wielbicieli cytrusowych zapachów! Jest on wyrazisty i ciekawy, bo zdecydowanie przebija mi tam też coś ziołowego. Na ciele produkt zachowuje się jak suchy olejek, ale więcej opowiem dopiero po bliższym zapoznaniu. Oczywiście na działanie antycellulitowe nie liczę, ale to wcale nie znaczy, że się nie polubimy :)
Ginger Organic/ Podpaski na noc (klik)
Wiem, że są tematy, które budzą kontrowersje i nie każda kobieta lubi o nich dyskutować czy nawet czytać jakiekolwiek informacje z nimi związane. Ja akurat nie mam problemu z rozmową na temat higieny intymnej i uważam, że tylko dzięki temu, że wiele z nas potrafi obecnie swobodnie konwersować o tego typu sprawach, jakość produktów do niej przeznaczonych zdecydowanie wzrasta z każdym rokiem. Markę Ginger Organic widziałam już kilka razy na Instagramie i przyznam, że ogromnie mnie zaciekawiła. Od dawna szukam wygodnych, naturalnych i komfortowych podpasek, których obecnie jest niewiele na rynku. Popularne i reklamowane marki się u mnie kompletnie nie sprawdzają i często wywołują podrażnienia czy dyskomfort. Tutaj opis na opakowaniu obiecuje nam 100% organiczny produkt wykonany z bawełny najczystszej na naszej planecie. Posiada on certyfikaty Ecocert, COSMOS, Allergy Certified, Nordic Ecolabel, GOTS i FSC. Jak widzicie czytając etykietę można mieć ogromne oczekiwania i mam nadzieję, że w końcu zostaną spełnione.
Fa Divine Moments/ Dezodorant w sprayu (klik)
Skłamałabym pisząc, że jestem wielką fanką marki Fa. Tak jak kiedyś już Wam pisałam kojarzy mi się ona jedynie z mydełkiem dawniej tak znanym, że została nawet o nim napisana piosenka. Miło jednak zaskoczyła mnie informacja, że ten produkt nie zawiera aluminium, którego staram się unikać w dezodorantach. Zamiast tego dostajemy alkohol wysoko w składzie, który wysusza i podrażnia. Produktu jednak nie skreślam i dam mu szansę. Moje okolice pach nie są jakoś specjalnie wrażliwe, więc mam nadzieję, że obędzie się bez nieprzyjemnych skutków ubocznych.
Rimmel Insta Fix & Matte/ Puder transparentny (klik)
Jako posiadaczka tłustej cery puder transparenty uważam za swojego bliskiego przyjaciela. Pomaga mi zmatowić niesforną strefę T i jest niewidoczny na skórze. Nowość marki Rimmel pochodzi z jeszcze świeżej linii kosmetyków Rimmel Intsa pozwalającej nam uzyskać makijaż, który będzie idealnie wyglądał na instagramowym selfie. Osobiście jestem przeciwniczką perfekcyjnych zdjęć dziewczyn tak wymalowanych, że po zmyciu tych wszystkich kosmetyków wyglądają jak zupełnie inne osoby. Poza tym w życiu są ważniejsze rzeczy niż idealne selfie i strasznie mnie to irytuje, że znane marki tylko nakręcają ten cały cyrk utwierdzając nas, że perfekcyjne zdjęcia to klucz sukcesu i są niezbędne do prowadzenia konta na Instagramie. Sam produkt bardzo mnie ciekawi, bo wydaje się być stworzony dla mnie, a poza tym wyprodukowany został w idealnej formie kompaktowej, a nie sypkiej, która nie należy do moich ulubionych. Niestety zawiera on talk już na pierwszym miejscu w składzie więc może zapychać i te z Was, które nie tolerują tego składnika raczej powinny trzymać się od Fix & Matte z daleka. Samo opakowanie przypomina słynny puder marki Stay Matte, ale wewnątrz nawiązując do nazwy serii wytłoczono różnej wielkości hasztagi. Wygląda to naprawdę interesująco i aż żal zamoczyć w pędzel w tej idealnej, białej powierzchni :)
Barwa Siarkowa Quick/ Krem Selfie Time/ Upiększający (klik)
Kolejne nawiązanie do upiększania na potrzeby idealnego selfie. Także tego… Poza tym opis właściwości idealnie pasuje do potrzeb mojej skóry. Krem ma sprawiać iż cera będzie wyraźnie gładsza, promienna, wypoczęta, a zmiany trądzikowe staną się mniej widoczne. Konsystencją przypomina mi silikonową bazę i pewnie tak ma właśnie działać. Szczerze przyznam, że jeszcze nie wiem czego mam się po nim spodziewać, bo skład jakoś mnie nie zachwycił, ale może działanie ocenię pozytywnie? Jestem za stara na myślenie o idealnym selfie, poza ten epitet nie chodzi w parze z moim imieniem. I nie ma takiego kosmetyku na świecie, który by mógł to zmienić. Poużywamy, zobaczymy, ale na razie jakoś jestem mało podekscytowana, a przecież powinnam być prawda?
Barwa Siarkowa Quick/ Maseczka siarkowa złuszczająca (klik)
Kolejny produkt marki Barwa z nowej serii Quick przeznaczonej do skóry tłustej i trądzikowej. Tym razem serce mi przyspieszyło po przeczytaniu jego opisu na opakowaniu. Jest to maseczka, która ma zapewnić nam zregenerowaną, miękką, delikatnie złuszczoną i matową skórę. Kosmetyk aplikujemy na noc, a już po sześciu godzinach powinniśmy zauważyć pierwsze rezultaty. Sami powiedzcie, że marka mocno zainspirowała się azjatyckimi produktami typu sleeping mask? Wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że ten całkiem niezły skład kryje znienawidzony przez moją skórę olejek ze słodkich migdałów... Obawiam się, że nocka spędzona w jej towarzystwie mogłaby skończyć się na wysypie i nowych wypryskach. Oczywiście podejmę to ryzyko i sprawdzę czy faktycznie stanie się coś złego by w razie co posiadaczki trądzikowej cery mogły wziąć pod uwagę moje doświadczenia. Założenie produktu jest bardzo fajne i cicho liczę, że jednak się u mnie sprawdzi…
Bourjois Rouge Velvet The Lipstick/ Szminka nr 12
Wpisująca się w właśnie panujące trendy matowa pomadka, która ma łączyć w sobie trwałość i lekkość. Producent obiecuje, że na ustach utrzymuje się przez 24 godziny i ani razu nie będziemy musieli jej poprawiać. Dostępna w 12 kolorach więc każdy znajdzie coś dla siebie od wielbicieli odcieni nude, czerwieni po tych lubujących się w delikatnych różach. Mi trafił się zmysłowy, ciemny odcień czerwieni. Nosiłam taki przez jakiś czas jesienią, ale obecnie już raczej bym się na niego nie zdecydowała. Po prostu nie pasuje do mojej urody i stylu. Myślę, że produkt ten powędruje w świat i będzie to bardzo udany prezent. Pomadki Bourjois słyną z bardzo dobrej jakości więc oczekiwania mam ogromne. Coś nawet czuję, że pomadka im sprosta :)
Koniecznie dajcie znać co tym razem wpadło Wam w oko, a już niebawem opowiem więcej o dwóch maskach z poprzednich pudełek nowości, o których recenzje prosiliście. Tym razem jest ciekawie prawda? :)