#luxuryday/ Peter Thomas Roth Camu Camu Power Cx30 Vitamin C Brightening Cleansing Powder/ Czy czuję się jak po wizycie w luksusowym salonie kosmetycznym?



Peter Thomas Roth pewnie dla wielu z Was jest osobą mało znaną lub co gorsza właśnie dowiedzieliście się o jego istnieniu. A szkoda… Produktom sygnowanym jego imieniem daje się niebywałe komplementy. Określenie, że po ich użyciu czujemy się tak jakbyśmy właśnie opuścili luksusowy salon kosmetyczny to naprawdę imponujące pochlebstwo.  I jakie zachęcające prawda? Gość ma u mnie wielkiego plusa, bo zmagając się z trądzikiem nie spoczął na laurach i postanowił, że stworzy takie kosmetyki, które świetnie zwalczać będą strofujące nas problemy skórne. Inspiracją do skomponowania przez niego “kompletnej gamy pielęgnacji skóry” była rodzina Petera, która prowadziła w XIX wieku uzdrowisko na Węgrzech. Mogę Was zapewnić, że ten pan nie chodzi na skróty. Nieprzerwanie podróżuje po świecie szukając najlepszych składników do swoich produktów, a stawiając tylko na najnowsze technologie można rzec, że sukces ma murowany. Miałam okazję testować dwa produkty od Peter Thomas Roth i już na wstępie mogę Wam powiedzieć, że chcę jeszcze! Co prawda asortyment marki odstrasza trochę wysoką ceną i niestety małą dostępnością. Co więc mają w sobie takiego te produkty, że po pierwszym zasmakowaniu ma się tylko ochotę na więcej?

Peter Thomas Roth Camu Camu Power Cx30 Vitamin C Brightening Cleansing Powder (ok. 165 zł)

 
Puder do mycia twarzy to dla mnie zupełna nowość. Nie ukrywam, że od dawna marzy mi się ten od Make Me Bio, ale jakoś zawsze zapominam przywieźć go ze sobą z Polski. Ten od Peter Thomas Roth skusił mnie swoją formułą właśnie oraz całkiem niezłym składem. Przy zakupie dostajemy produkt zapakowany w ładny, estetyczny i pełen informacji kartonik. Mój niestety dawno poszedł w świat, bo już w dniu nabycia nie wyglądał za dobrze. W jego wnętrzu ukrywa się buteleczka o nieco przygaszonym, pomarańczowym kolorze. Nie będę narzekać na zamknięcie, bo myślę iż lepszego nie dało się wymyślić. Jednak wydobywanie pudru ze słoiczka pod prysznicem tak by nie zamoczyć jego wnętrza to nie lada wyzwania. Tutaj mamy mały otworek, który ukazuje nam się po przesunięciu góry opakowania, zgodnie ze wskazującą kierunek strzałeczką. Jego rozmiar pozwala wydobyć optymalną ilość produktu, a całość trwa dosłownie kilka sekund. Może Wam się wydawać iż forma sypka sprawi, że produkt ten będzie mało wydajny, ale uwierzcie mi- starczy na wieki. 



Oczywiście kosmetyk otrzymujemy w postaci pudru o lekko brzoskwiniowym zabarwieniu. Wystarczy dodać do niego kilka kropel wody i rozetrzeć w ręce, a wytworzy nam się  gęsta pianka z widocznymi, malutkimi drobinkami ścierającymi. Zapach produktu ma w sobie coś ziołowego, ziemistego oraz jest on bardzo naturalny i delikatny. Producent poleca używać pudru na dwa sposoby: dodawać więcej wody by służył do codziennego stosowania, a raz lub dwa razy w tygodniu rozrabiać go z minimalną jej ilością by powstawała pasta złuszczająca.

Teraz to co lubimy najbardziej czyli obgadanie obietnic umieszczonych na opakowaniu. Oczywiście jako, że produkt służy do oczyszczania powinien on zmywać dokładnie makijaż i wszelkie zanieczyszczenia, a co więcej pozostawiać skórę miękką i gładką. Muszę Wam powiedzieć, że Peter Thomas Roth jednak nie przesadził zapewniając nas iż ten produkt posiada wszystkie te właściwości. Po jego użyciu na pewno nie będziecie mieli wątpliwości, że to co chcieliście zmyć ze swojej twarzy zniknęło w odpływie. Co więcej chyba żaden kosmetyk myjący nigdy nie pozostawiał mojej skóry tak mięciutkiej! Do tego stopnia, że mam ochotę ją głaskać godzinami. Czy to wystarczy? Jak widać nie, bo dodatkowo obiecuje nam się zmniejszenie widoczności drobnych zmarszczek, przebarwień i zmęczenia cery dzięki witaminie C, która znajduje się w składzie produktu. Na pewno mogę przyrzec iż moja skóra wyglądała na zdrowszą i faktycznie bardziej świeżą i wypoczętą. Zmarszczek jeszcze jako takich nie posiadam, a plamy potrądzikowe niestety nie stały się bledsze czy mniej widoczne.
Skład: Avena Sativa (Oat) Kernel Extract, Microcrystalline Cellulose, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Lauroyl Glutamate, Amber Powder, Oryza Sativa (Rice) Bran Extract, Coconut Acid, Water/Aqua/Eau, Myrciaria Dubia Fruit Extract, Bambusa Arundinacea Stem Powder, Oryza Sativa (Rice) Starch, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil, Sodium Ascorbyl Phosphate, Allantoin, Pca, Citric Acid, Propylene Glycol, Citrus Paradisi (Grapefruit) Peel Oil, Citrus Limon (Lemon) Peel Oil, Sodium Isethionate, Potassium Sorbate, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Yellow 5 (Ci 19140), Red 40 Lake (Ci 16035).

W swoich obietnicach producent zapewnia też, że mieszanka pudru bambusowego oraz ryżowego sprawi iż nasza skóra będzie złuszczona, ale przy tym nie podrażnimy jej i nie obedrzemy z warstwy ochronnej. Niestety przy codziennym stosowaniu zauważyłam iż moja cera zaczęła bardziej się przetłuszczać. Nie mam pojęcia czy stosowałam za mało wody przez co produkt bardziej peelingował i stąd ta reakcja obronna? Myślę jednak, że skoro występuje przez to chociaż minimalne ryzyko  podrażnienia to podziękuję za ten wymysł z dwa w jednym. Naprawdę uwielbiam ten produkt, bo nie spowodował u mnie wysypu, super oczyszcza i potrafi dopieścić cerę, ale obecnie używam go tylko do złuszczania co dwa dni. Mimo iż mam tłustą skórę łatwo ją przesuszyć i wymęczyć, a to skończyć się może tylko nadprodukcją sebum. Żałuję, że nie mogę stosować pudru codziennie, ale już dobija dna i niestety myślę iż nigdy więcej się nie spotkamy. Dobrych peelingów mam kilka i chociaż ten daje tą niespotykaną miękkość jest trochę za drogi by kupować go do stosowania raz na jakiś czas. 



Jeśli przyjrzycie się bliżej składowi produktu to nie jest on długi niczym Biblia, ale widziałam krótsze. Na pierwszym miejscu ulokowano wyciąg z nasion owsa, a za nim celulozę mikrokrystaliczną (złuszcza, pochłania pot i sebum), substancja pianotwórcza, delikatny detergent, kolejna substancja pianotwórcza, rozdrobniony bursztyn, olej ryżowy, kwas kokosowy, woda, ekstrakt z owoców Camu Camu, drobinki z bambusa, skrobia z ryżu siewnego, olejek z drzewa herbacianego, pochodna witaminy C, alantoina, substancja filmotwórcza, kwas cytrynowy, humektant, olejek grejpfrutowy, olejek eteryczny ze skórki cytryny plus kilka substancji myjących i konserwantów. Patrząc na wymyślne składniki, których nie spotyka się w innych, popularnych kosmetykach łatwo można odczytać skąd wzięła się tak wysoka cena produktu. Jednak myślę, że usatysfakcjonowana czułabym się dopiero po zniknięciu wszystkich tych substancji pianotwórczych i innych syntetycznych barwników. 



Łatwo domyślić się z powyższej recenzji, że ocena tego pudru do łatwych nie należy. Działa on naprawdę bardzo fajnie i jest jednym z najlepszych produktów do mycia twarzy jakie miałam, ale kupiłam go z myślą o stosowaniu każdego dnia, a tego niestety robić nie mogę. Co więcej ciekawe składniki produktów od Peter Thomas Roth kuszą by spróbować innych kosmetyków sygnowanych jego nazwiskiem, ale niestety przeplatane są one substancjami, których raczej wolelibyśmy nie widzieć kupując tak drogi produkt. Wiem też iż ten Pan lubi dolewać alkoholu do swoich produktów, a jako osoba posiadająca niegdyś trądzikową cerę powinien wiedzieć iż nie jest to najbardziej przyjazny jej składnik. Mam jednak wrażenie, że po niektórych jego kosmetykach faktycznie można poczuć się jak po wizycie w salonie kosmetycznym, bo porządnego działania i rzadko spotykanych efektów nie można im odmówić. Ja na pewno chcę spróbować więcej, a na mojej liście od dawna już są słynne maseczki, którymi zachwyca się cały świat. Poza tym wiem, że chwali się też jego krem nawilżający z kwasem glikolowym Glycolic Acid 10% Moisturizer, krem z filtrem Ultra-Lite SPF 30 Oil-Free Sunscreen czy serum z kwasem hialuronowym Water Drench Hyaluronic Acid Cloud Serum. Pod moim dachem znajdziecie jeszcze piankę do oczyszczania twarzy, ale o niej opowiem następnym razem :)

Jestem ciekawa co Wy sądzicie o Peter Thomas Roth? Warto rozejrzeć się za jego kosmetykami czy jednak ten miły Pan nie zdołał Was skusić? :)

PS: Wiem, że produkty marki dostępne były kiedyś w Sephorze, ale niestety zostały wycofane. Można je jednak jeszcze dostać w Polsce :)

INSTAGRAM

Land of Vanity. Theme by STS.